środa, 21 grudnia 2016

Rozdział 1.

Złożenie tych papierów prawdopodobnie było najlepszą decyzją, jaką w życiu podjęłam. Wczoraj wieczorem dotarliśmy do Lohr w Niemczech. Nigdy jakoś specjalnie nie interesowałam się niemiecką kulturą, o języku nie wspominając, choć planowałam odwiedzenie landu Bawaria, szczególnie okolic Würzburga. Teraz miałam do tego idealną okazję i nie żałowałam złożenia formularzu, zmarnowanych około dziesięciu godzin na przygotowanie do wyjazdu, które bardziej wyglądały jak zajęcia z grupą przedszkolaków oraz tej męczarni na blisko czterdziestu godzinach, podczas których uczyliśmy się języka niemieckiego. Lubiłam się uczyć języków, lecz niemiecki był dla mnie czarną magią.
Wczorajszego wieczoru zdążyliśmy się jedynie zapoznać z zasadami ośrodka, w którym mieszkaliśmy i z jego terenem. Na jakiekolwiek spacery poza nim był już za późno, ale z Dixie przeszłyśmy się ulicą. Z tego, co udało nam się wtedy zobaczyć, wywnioskowałam, że centrum mogło być jeszcze bardziej interesujące i piękniejsze. Ośrodek znajdował się na obrzeżach miasta, więc w domach mieszkalnych, polach i torach kolejowych nie było nic specjalnego. Dzisiaj grupy, które przyjechały wczoraj, miały dzień wolny od praktyk, by móc zobaczyć miasto, a wcześniej pojechać do Würzburga również w ramach zwiedzania, ale głównie po to, aby wskazać nam tymczasowe miejsca pracy, jak i zapoznać nas z pracodawcami. Mieliśmy tu spędzić dwa tygodnie, więc wolny czas mogliśmy przeznaczyć na indywidualne zwiedzanie.
Wstałam wcześniej niż Dixie, Alex i Miley. Skorzystałam z tego, wybierając z walizki ubrania i idąc do łazienki. Później trzeba będzie się rozpakować. Wraz z dziewczynami miałam czteroosobowy pokój. Dixie była moją najbliższą przyjaciółką, a Alex i Miley znajomymi, z którymi niewiele miałam tematów do rozmów. Sądziłam nawet, że Alex niekoniecznie za mną przepada. Ja nie miałam nic do żadnej z nich, choć czasem było trudno utrzymać język za zębami, kiedy Alex potrafiła naprawdę zdenerwować człowieka.
Po prysznicu i wykonaniu wszystkich porannych czynności opuściłam pomieszczenie. Jedynie Alex już nie spała i próbowała rozczesać swoje czarne, falowane włosy. Przywitałam się z nią krótkim „hej”, lecz nie usłyszałam odpowiedzi. Nie przejęłam się, ponieważ to było normą. Dziewczyna nie przepadała za mną i z wzajemnością. Nie czekałam na Miley ani Dixie, bo byłam za bardzo głodna.
– Jakby dziewczyny pytały, poszłam na śniadanie – rzuciłam, zamykając za sobą drzwi.
Wyszłam na plac przez boczne wejście, z których schody prowadziły praktycznie do drzwi naszego pokoju. Na zewnątrz nie było nikogo, prócz mnie. Wiał chłodny wiatr, więc otuliłam się szczelniej bluzą. Rozejrzałam się dookoła, podziwiając widoki rozciągające się ponad budynkami z czerwonej cegły otaczającymi plac. Przepiękny widok gór skrytych za mgłą rekompensował chłodny, kwietniowy poranek. Spomiędzy drzew porastających wzgórza wydobywały się słupy pary wodnej i jedyne czego w tej chwili żałowałam to to, że nie wzięłam aparatu. Przez cienkie podeszwy moich trampek kamienie, którymi wyłożony był cały plac ośrodka, gniotły mnie z stopy.
Po wejściu na stołówkę rozejrzałam się, co znajdowało się na szwedzkim stole – kilka rodzajów szynki, ser żółty, masło, ogórki, pomidory, płatki, mleko, pieczywo oraz termosy z kawą i herbatą. Uznałam, że zwykła kanapka z herbatą będzie w porządku, więc wzięłam potrzebne produkty na talerzyk. Rozejrzałam się za wolnym stołem, ale nigdzie takowego nie znalazłam. Przy każdym ktoś siedział. Zauważyłam, że przy stoliku ustawionym w najbardziej zacisznym miejscu w sali siedzi jeden chłopak. Jeden to lepiej niż grupa – pocieszyłam się w myślach. Zbierając całą pewność siebie, ruszyłam w obranym kierunku. Uśmiechnęłam się, kiedy blondyn z widocznymi ciemnymi odrostami podniósł na mnie swój wzrok, a jego usta również wygięły się w uśmiechu.
Oby mówił po angielsku, nie mogło być aż tak źle.
– Można? – zapytałam łamanym niemieckim.
– Proszę – także odpowiedział w tym języku, choć mogłam usłyszeć irlandzki akcent.
Cicho podziękowałam, zajmując miejsce obok chłopaka. Zabrałam się za robienie kanapki, przy czym starałam się jak najmniej przeszkadzać chłopakowi. A może wcale nie pozwolił mi tu usiąść i ja się przesłyszałam? Nie, bitte na sto procent znaczyło „proszę". Lub zrobił to z grzeczności...?
Skarciłam się w myślach, zanim zdecydowałam się wstać, by iść poszukać wolnego stolika na wyższym piętrze, które bardziej przypominało balkon. Starałam się o tym nie myśleć i po prostu zajęłam się spożywaniem kanapki. Ukradkiem zerkałam, czy jakiś stolik nie został zwolniony. Nawet nie wiedziałam po co, skoro i tak nie odważyłabym się wstać i po prostu sobie pójść.
– Mówisz po angielsku? – zapytał po niemiecku. Na szczęście nie byłam jedyną osobą, która nie radziła sobie z niemieckim akcentem. Chwilę zajęło mi wyłapanie słów i domyślenia się ich znaczenia.
– Tak – tym razem powiedziałam już po angielsku, na co uśmiechnął się do mnie.
– To dobrze. Niemiecki nie jest dla mnie – przyznał, kręcąc głową, a jego uwaga i usta z powrotem powędrowały na kubek z kawą w jego dłoniach. – Jak masz na imię?
– Fay, a ty? – odpowiedziałam zbyt szybko. I już po kilku sekundach chciałam uderzyć się za to w twarz.
– Niall. Ładne imię. Skąd jesteś? – zadał kolejne pytanie i odstawił kubek.
– Z Anglii, a ty zgaduję, że Irlandia. Skąd wiedziałeś, że znam angielski?
– Akcent. Pewnie ty też z akcentu – stwierdził ze śmiechem. – Jesteś tu sama?
– Moje koleżanki jeszcze spały, ja byłam zbyt głodna, żeby czekać na nie. Ty też siedzisz sam – zauważyłam.
– To samo, co ty. – Skinął.
Na pierwszy rzut oka wydawał się być miły i wzbudził moją sympatię do jego osoby. Jeszcze zanim wymieniłam z nim słowo, wyglądał na niegroźnego, ale ludzi również nie ocenia się po wyglądzie, tak jak i okładki opakowania płyty filmu. Co z tego, że wyglądał ładnie, jeśli zawartość była beznadziejna i do niczego?
Do stolika dosiadł się niewiele wyższy ode mnie szatyn, który okazał się przyjacielem Nialla. Ten zapoznał nas ze sobą, po czym Louis zaczął wypytywać mnie właściwie o te same rzeczy, co Niall wcześniej. I tak spędziliśmy kolejne minuty, w czasie których obaj zdążyli doprowadzić mnie do śmiechu czy sprawić, że moje policzki były niemalże czerwone. Z nimi mogłam utrzymać kontakt przez czas pobytu tutaj. Przynajmniej taką miałam nadzieję.

Razem odnieśliśmy nasze talerze i kubki. Zauważyłam dziewczyny przy szwedzkim stole, więc postanowiłam dołączyć do nich i posiedzieć z nimi. Gdy wróciłyśmy do pokoju, zaczęłyśmy się rozpakowywać.


×××
Będzie historia bez intryg, zwrotów akcji. Raczej coś na nudę. Jeśli ktoś szuka czegoś lekkiego, to zapraszam.

Co do samego miejsca akcji. Brałam udział w tego typu projekcie (z tą różnicą, że ja jestem w technikum, nie na studiach), więc wszystkie te informacje są prawdziwe. Zmieniłam jedynie miejsce, ponieważ ja odbywałam praktyki w Lipsku, a ośrodek znajdował się w Schkeuditz. W tych miejscowościach nie było nic ciekawego, szczerze najciekawszym miejscem był ten ośrodek xD Na wakacjach byłam w Lohr i uznałam, że tam umiejscowię fabułę ze względu na to, że tamtejszy krajobraz również będzie miał wpływ na akcję (gdybyście kiedyś mieli okazję być w tym mieście, naprawdę polecam!).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz