Oboje
mieliśmy już dość tej klubowej muzyki, więc postanowiliśmy gdzieś wyjść,
ponieważ oboje byliśmy już lekko wstawieni i próbowaliśmy rozmawiać, ale dudniąca
muzyka nam tego nie ułatwiała.
Było
około dwudziestej pierwszej, więc mieliśmy jeszcze dwie godziny, zanim nasi
opiekunowie będą sprawdzać, czy już jesteśmy w pokojach. Owinęłam ramię wokół
Nialla, żeby pomóc mu utrzymać równowagę, gdy szliśmy przez plac, co było
trudne ze względu na kamienie, którymi był wyłożony i ilość alkoholu, jaką
wypił Niall. Powiedział, że był Irlandczykiem i był przyzwyczajony do takiego
spożycia trunków.
Na
boisku i placu plątały się grupki osób, co nie odpowiadało chłopakowi, więc
skierowaliśmy się za stołówkę. Tam mogliśmy być sami, na co również nie
narzekałam. Nie czułabym się komfortowo z kilkunastoma parami oczu na sobie,
podczas gdy spędzałabym czas z Niallem – chłopakiem z innej grupy – będąc
jednocześnie powodem do szeptów pomiędzy ludźmi, którzy nas by widzieli.
Znajdowała
się tam niewielka polana, a trochę dalej było oczko wodne i właśnie tam
zdecydowaliśmy się usiąść, spuszczając nogi z drewnianego mostku nad rzeczką
doprowadzającą wodę do sadzawki. To miejsce było nieco oddalone, lecz nadal
docierały odgłosy śmiechów czy głośniejszych rozmów mieszających się z szumem
wody w strumyku. Niall wpatrywał się w księżyc odbijający się w falującej
wodzie z głową opartą o metalową barierkę. Nie było wiatru, a chłód nocy nie
był tak nieznośny, raczej przyjemny i orzeźwiający. Światło odbijane przez
księżyc wystarczało, aby dojrzeć parę wodną unoszącą się ponad lasem. Ten widok
naprawdę urzekał. Gdyby nie było ważniejszych rzeczy do roboty, patrzyłabym na
ten widok bez przerwy.
Oglądając
naturę dookoła poczułam nagłe uczucie wolności. Lub może to był tylko alkohol,
który wypiłam wcześniej. Nie przejmowałam się chłopakiem siedzącym obok. W
innej sytuacji prawdopodobnie wstydziłabym się odgarnąć grzywkę wpadającą do
oczu, a w tym momencie miałam wrażenie, że mogłabym opowiedzieć obcemu caluteńką
historię mojego życia, tańczyć, śmiać się głośno, krzyczeć.
–
Mam już dość tego wszystkiego – z zamyślenia wyrwał mnie zachrypnięty bardziej
niż wcześniej głos Nialla. Byłam pewna, że to było coś więcej niż tylko gardło
podrażnione alkoholem czy dłuższy czas bez mówienia.
Odwróciłam
głowę, aby móc na niego spojrzeć; jego czoło nadal było oparte o metal i
prawdopodobnie jutro będzie miał w tym miejscu podłużny ślad. Oczy miał
zamknięte, a klatka piersiowa poruszała się szybciej niż normalnie, kiedy
nabierał kolejne hausty powietrza do płuc. Nagle gwałtownie podniósł głowę,
prawie uderzając się o drut powyżej, następnie popatrzył na mnie mętnym
wzrokiem. Jego oczy błądziły po mojej twarzy, a policzki miał lekko
zarumienione. Starałam się dojrzeć ślady łez na nich, ale nic takiego się nie
dopatrzyłam, a jego oczy mówiły same za siebie, że nie miał w swoim zamiarze
płaczu.
–
Czego masz dość? To dopiero trzeci dzień i zostało jeszcze siedem. Dasz radę –
próbowałam go pocieszyć.
Położyłam
dłoń na ramieniu Irlandczyka i pomasowałam je delikatnie, ale on strącił ją i
prychnął.
–
Nie chodzi mi o praktyki. Są spoko. Miałem na myśli rzeczywistość, nie tą
tutaj, bo tu jest dobrze. Ale co innego będzie, gdy z powrotem wrócimy do
Anglii. Znów wrócą wszystkie problemy, zmartwienia, odpowiedzialność i tak
dalej. Tutaj tego nie ma. Jedyną odpowiedzialnością tu są praktyki, wstanie na
czas i pilnowanie tego, żeby się nie zapomnieć i nie przynieść jedzenia do
pokoju. – Pokręcił głową i zaśmiał się, lecz ten śmiech był całkowicie
pozbawiony humoru. Chciałam coś powiedzieć, ale wiedziałam, że to był ten
moment, w którym nie należało przerywać. Na jego twarzy był widoczny ból,
zmartwienie i zmęczenie rzeczywistością. – W porównaniu do tego, co mam w
Anglii, to to jest nic. Naprawdę. I jestem tego świadom, że ty jeszcze nie masz
fioletowego pojęcia o dorosłym życiu, nadal żyjąc w beztrosce, nie martwiąc się
o kasę, pracę, dziecko, o nic – wypluł, dając nacisk na ostatnie słowo.
Po
tym nie dodał już nic, a ja jedynie mogłam się wpatrywać w niego, kiedy wstawał
i musiał przytrzymać się barierki, by nie wpaść do wody.
–
Dobranoc – rzucił jeszcze i zaczął odchodzić.
Zerwałam
się na nogi i pobiegłam za nim, łapiąc go za rękę. Co ja wyprawiam?
–
Niall – wypowiedziałam cicho jego imię z nadzieją, że usłyszał i zatrzymał się.
Zrobił to. Trochę zbyt gwałtownie i prawie potknęłam się o jego nogi.
–
Co? Chcesz mi powiedzieć, że tak nie jest? – warknął.
Przez
chwilę patrzyliśmy na swoje twarze. Skuliłam się w sobie pod jego natarczywym
spojrzeniem. Teraz jedynie na co miałam ochotę, to ucieczka jak najdalej stąd.
Po tym czasie Niall zaczerpnął głęboki oddech i przeczesał włosy.
–
W pewnym sensie tak, Niall – powiedziałam pewnym głosem. – Nikt nie sra
pieniędzmi i trzeba o to dbać. Praca sama się nie znajdzie, tam również należy
się pilnować, żeby nie być zwolnionym. Po pewnym czasie to przechodzi w rutynę
i ludzi nielubiących rutyny zacznie to nudzić i męczyć, wiesz? Od długiego
czasu nie miałam kontaktu z dziećmi, ale zdaję sobie sprawę z tego, że
wychowanie ich jest naprawdę trudne – przerwałam, wstrzymując oddech.
On
jedynie przytaknął i ponownie zaczął iść w kierunku stołówki. Gdy dotarliśmy na
plac, nie było już tak wielu osób. Jedynie osoby przechodzące z drzwi
prowadzących do budynków mieszkalnych do klubu i z powrotem oraz grupka
palących przed wejściem do niego. Na jednej z ławek siedziała dwójka
rozmawiających i śmiejących się chłopaków. Kiedy podeszliśmy nieco bliżej, oni
szybko pocałowali się w usta, na co Niall wydał z siebie dźwięk obrzydzenia. Ja
jedynie błagałam w myślach, żeby chłopaki tego nie usłyszeli, a Niall był
cicho, gdy przechodziliśmy obok nich, by wejść do środka. Już chciałam
pociągnąć go do głównego wejścia, ale Niall prędzej spadłby ze schodów w tamtej
części, gdyż były one wąskie i strome. Przed drzwiami do mojego pokoju
pożegnaliśmy się, po czym Niall poszedł w dół korytarza, by dotrzeć do swojego,
co jakiś czas przytrzymując się ściany.
Na
szczęście w pokoju była już Dixie, więc nie musiałam z powrotem schodzić i
szukać jej, żeby wziąć klucz. Pytanie dziewczyny: „Gdzie byłaś?"
odpowiedziałam jedynie krótkie: „nieważne" i nawet nie poczułam potrzeby
usprawiedliwienia się. Od razu wzięłam piżamę i poszłam do łazienki. Po
naprawdę szybkim prysznicu położyłam się w łóżku. Oczywiście nie miałam zamiaru
zasypiać, bo i tak pewnie nie udałoby mi się to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz