środa, 1 lutego 2017

Rozdział 4.

Oboje mieliśmy już dość tej klubowej muzyki, więc postanowiliśmy gdzieś wyjść, ponieważ oboje byliśmy już lekko wstawieni i próbowaliśmy rozmawiać, ale dudniąca muzyka nam tego nie ułatwiała.
Było około dwudziestej pierwszej, więc mieliśmy jeszcze dwie godziny, zanim nasi opiekunowie będą sprawdzać, czy już jesteśmy w pokojach. Owinęłam ramię wokół Nialla, żeby pomóc mu utrzymać równowagę, gdy szliśmy przez plac, co było trudne ze względu na kamienie, którymi był wyłożony i ilość alkoholu, jaką wypił Niall. Powiedział, że był Irlandczykiem i był przyzwyczajony do takiego spożycia trunków.
Na boisku i placu plątały się grupki osób, co nie odpowiadało chłopakowi, więc skierowaliśmy się za stołówkę. Tam mogliśmy być sami, na co również nie narzekałam. Nie czułabym się komfortowo z kilkunastoma parami oczu na sobie, podczas gdy spędzałabym czas z Niallem – chłopakiem z innej grupy – będąc jednocześnie powodem do szeptów pomiędzy ludźmi, którzy nas by widzieli.
Znajdowała się tam niewielka polana, a trochę dalej było oczko wodne i właśnie tam zdecydowaliśmy się usiąść, spuszczając nogi z drewnianego mostku nad rzeczką doprowadzającą wodę do sadzawki. To miejsce było nieco oddalone, lecz nadal docierały odgłosy śmiechów czy głośniejszych rozmów mieszających się z szumem wody w strumyku. Niall wpatrywał się w księżyc odbijający się w falującej wodzie z głową opartą o metalową barierkę. Nie było wiatru, a chłód nocy nie był tak nieznośny, raczej przyjemny i orzeźwiający. Światło odbijane przez księżyc wystarczało, aby dojrzeć parę wodną unoszącą się ponad lasem. Ten widok naprawdę urzekał. Gdyby nie było ważniejszych rzeczy do roboty, patrzyłabym na ten widok bez przerwy.
Oglądając naturę dookoła poczułam nagłe uczucie wolności. Lub może to był tylko alkohol, który wypiłam wcześniej. Nie przejmowałam się chłopakiem siedzącym obok. W innej sytuacji prawdopodobnie wstydziłabym się odgarnąć grzywkę wpadającą do oczu, a w tym momencie miałam wrażenie, że mogłabym opowiedzieć obcemu caluteńką historię mojego życia, tańczyć, śmiać się głośno, krzyczeć.
– Mam już dość tego wszystkiego – z zamyślenia wyrwał mnie zachrypnięty bardziej niż wcześniej głos Nialla. Byłam pewna, że to było coś więcej niż tylko gardło podrażnione alkoholem czy dłuższy czas bez mówienia.
Odwróciłam głowę, aby móc na niego spojrzeć; jego czoło nadal było oparte o metal i prawdopodobnie jutro będzie miał w tym miejscu podłużny ślad. Oczy miał zamknięte, a klatka piersiowa poruszała się szybciej niż normalnie, kiedy nabierał kolejne hausty powietrza do płuc. Nagle gwałtownie podniósł głowę, prawie uderzając się o drut powyżej, następnie popatrzył na mnie mętnym wzrokiem. Jego oczy błądziły po mojej twarzy, a policzki miał lekko zarumienione. Starałam się dojrzeć ślady łez na nich, ale nic takiego się nie dopatrzyłam, a jego oczy mówiły same za siebie, że nie miał w swoim zamiarze płaczu.
– Czego masz dość? To dopiero trzeci dzień i zostało jeszcze siedem. Dasz radę – próbowałam go pocieszyć.
Położyłam dłoń na ramieniu Irlandczyka i pomasowałam je delikatnie, ale on strącił ją i prychnął.
– Nie chodzi mi o praktyki. Są spoko. Miałem na myśli rzeczywistość, nie tą tutaj, bo tu jest dobrze. Ale co innego będzie, gdy z powrotem wrócimy do Anglii. Znów wrócą wszystkie problemy, zmartwienia, odpowiedzialność i tak dalej. Tutaj tego nie ma. Jedyną odpowiedzialnością tu są praktyki, wstanie na czas i pilnowanie tego, żeby się nie zapomnieć i nie przynieść jedzenia do pokoju. – Pokręcił głową i zaśmiał się, lecz ten śmiech był całkowicie pozbawiony humoru. Chciałam coś powiedzieć, ale wiedziałam, że to był ten moment, w którym nie należało przerywać. Na jego twarzy był widoczny ból, zmartwienie i zmęczenie rzeczywistością. – W porównaniu do tego, co mam w Anglii, to to jest nic. Naprawdę. I jestem tego świadom, że ty jeszcze nie masz fioletowego pojęcia o dorosłym życiu, nadal żyjąc w beztrosce, nie martwiąc się o kasę, pracę, dziecko, o nic – wypluł, dając nacisk na ostatnie słowo.
Po tym nie dodał już nic, a ja jedynie mogłam się wpatrywać w niego, kiedy wstawał i musiał przytrzymać się barierki, by nie wpaść do wody.
– Dobranoc – rzucił jeszcze i zaczął odchodzić.
Zerwałam się na nogi i pobiegłam za nim, łapiąc go za rękę. Co ja wyprawiam?
– Niall – wypowiedziałam cicho jego imię z nadzieją, że usłyszał i zatrzymał się. Zrobił to. Trochę zbyt gwałtownie i prawie potknęłam się o jego nogi.
– Co? Chcesz mi powiedzieć, że tak nie jest? – warknął.
Przez chwilę patrzyliśmy na swoje twarze. Skuliłam się w sobie pod jego natarczywym spojrzeniem. Teraz jedynie na co miałam ochotę, to ucieczka jak najdalej stąd. Po tym czasie Niall zaczerpnął głęboki oddech i przeczesał włosy.
– W pewnym sensie tak, Niall – powiedziałam pewnym głosem. – Nikt nie sra pieniędzmi i trzeba o to dbać. Praca sama się nie znajdzie, tam również należy się pilnować, żeby nie być zwolnionym. Po pewnym czasie to przechodzi w rutynę i ludzi nielubiących rutyny zacznie to nudzić i męczyć, wiesz? Od długiego czasu nie miałam kontaktu z dziećmi, ale zdaję sobie sprawę z tego, że wychowanie ich jest naprawdę trudne – przerwałam, wstrzymując oddech.
On jedynie przytaknął i ponownie zaczął iść w kierunku stołówki. Gdy dotarliśmy na plac, nie było już tak wielu osób. Jedynie osoby przechodzące z drzwi prowadzących do budynków mieszkalnych do klubu i z powrotem oraz grupka palących przed wejściem do niego. Na jednej z ławek siedziała dwójka rozmawiających i śmiejących się chłopaków. Kiedy podeszliśmy nieco bliżej, oni szybko pocałowali się w usta, na co Niall wydał z siebie dźwięk obrzydzenia. Ja jedynie błagałam w myślach, żeby chłopaki tego nie usłyszeli, a Niall był cicho, gdy przechodziliśmy obok nich, by wejść do środka. Już chciałam pociągnąć go do głównego wejścia, ale Niall prędzej spadłby ze schodów w tamtej części, gdyż były one wąskie i strome. Przed drzwiami do mojego pokoju pożegnaliśmy się, po czym Niall poszedł w dół korytarza, by dotrzeć do swojego, co jakiś czas przytrzymując się ściany.
Na szczęście w pokoju była już Dixie, więc nie musiałam z powrotem schodzić i szukać jej, żeby wziąć klucz. Pytanie dziewczyny: „Gdzie byłaś?" odpowiedziałam jedynie krótkie: „nieważne" i nawet nie poczułam potrzeby usprawiedliwienia się. Od razu wzięłam piżamę i poszłam do łazienki. Po naprawdę szybkim prysznicu położyłam się w łóżku. Oczywiście nie miałam zamiaru zasypiać, bo i tak pewnie nie udałoby mi się to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz