sobota, 4 marca 2017

Rozdział 7.

Niall leżał na trawie tuż przy wodzie, wystarczyłby jeden gwałtowniejszy ruch i wpadłby do niej. Twarz miał zakrytą dłońmi i cały drżał. Nie wiedziałam, czy płakał, śmiał się, czy może miał atak padaczki. Nie zastanawiałam się nad tym, lecz z szybko bijącym sercem podbiegłam do niego, upadając przed nim na kolana.
– Niall – starałam się zwrócić na siebie jego uwagę. Złapałam ręce chłopaka, by odciągnąć je od twarzy, ale nie spotkałam się z żadną reakcją z jego strony. – Niall – powtórzyłam głośniej – to tylko ja, Fay.
Popatrzyłam na niego z przygryzioną wargą. Tym razem zareagował; opuścił ręce wzdłuż ciała i spojrzał na mnie z kamiennym wyrazem twarzy. Niestety było za ciemno, abym mogła dostrzec jakiekolwiek oznaki jego stanu sprzed kilku minut. Bez słowa usiadł i następnie wstał. Ja zaś patrzyłam na niego zdziwiona jego zachowaniem. Dopiero gdy chciał zrobić krok, zauważyłam, że było z nim coś nie tak, bo zachwiał się. Znów musiał się upić. Poderwałam się na równe nogi i od razu objęłam go w pasie, zapobiegając jego upadkowi.
– Zaprowadzę cię do pokoju.
– Nic nie mów – mruknął, ale nie sprzeciwiał się; to były jedyne słowa Irlandczyka w drodze do pokoju, który dzielił z Louisem, zdradził mi jedynie, pod jakim numerem mieszkali.

*

Każdy z nas liczył na choć trochę późniejszą pobudkę, ale oczywiście musieliśmy wstać o siódmej, bo już o dziewiątej mieliśmy S-Bahnę do Berlina. Teraz ledwo żywi chodziliśmy po ulicach stolicy Niemiec, słuchając fascynujących opowieści o tym mieście, które szczerze mówiąc, mało kogo obchodziły i nie były tak świetne, jak twierdzili nasi opiekunowie. Każdy był zajęty rozmowami i odliczaniem czasu aż w końcu pójdziemy na obiad, a potem już tylko zostaną dwie godziny chodzenia i powrót do hotelu. Kolejny dzień minął podobnie, z tą różnicą, że w niedzielę mogliśmy spać aż do ósmej. Podsumowując, w Berlinie najciekawszą atrakcją był dworzec główny w całości wykonany ze szkła oraz muzeum figur woskowych Madame Tussaud.
Dla mnie jeszcze jednym pocieszeniem było to, że byliśmy jakby połączeni z grupą z Londynu, wiec wszystkie wycieczki mieliśmy razem, co za tym szło, miałam kontakt z Niallem i Louisem, przy okazji Dixie miała okazję na bliższe poznanie ich. Cieszyłam się z ich obecności, bo prawdopodobnie gdyby nie oni, zanudziłabym się, pomimo że byłam wraz z moją przyjaciółką. Ją znałam od dawna i wiedziałam o niej wiele. Niall natomiast mógł skrywać tajemnice, sam w sobie był tajemniczy. Nie chciałam, żeby od razu opowiadał mi całą historię swojego życia, ponieważ to niekoniecznie mnie obchodziło. Najbardziej chciałam zrozumieć jego psychikę, skąd u niego wzięła się ta niechęć do osób homoseksualnych. Mimo wszystko nie tylko to trzymało mnie przy nim. Był naprawdę dobrym rozmówcą, jak i towarzyszem, po prostu nie można było się z nim nudzić. Może i czasem, gdy widziałam go z Líą, gdzieś bardzo, bardzo głęboko odczuwałam jakąś niechęć do tej kobiety i w pewnym sensie zazdrość. Powiedziałabym także, iż była to złość, ale jedyne na kogo mogłam być zła, to byłam to ja za bycie tak nudną, że praktycznie nikt nie chciał utrzymywać ze mną dłuższych kontaktów. Na samą myśl o tym skręcało mnie w żołądku i jedyną rzeczą, na jaką miałam ochotę, było zapadnięcie się pod ziemię, aby nikomu nie zawadzać.
Czasem naprawdę miałam dość swojej osobowości i zazdrościłam innym pewności siebie, której ja nie miałam za grosz. Dla mnie sukcesem było to, że w ogóle zdołałam się odezwać do Nialla i nie spanikowałam, uciekając do pokoju, tuż po tym, jak wpakował swój zadek pomiędzy mnie a Dixie pierwszego dnia. Ogromnym zdziwieniem zaś było to, iż po upływie już ośmiu dni, on nadal ze mną rozmawiał, dosiadał na stołówce lub nawet sam wychodził z inicjatywą wspólnego spotkania. Gdybym to ja miała proponować spotkania, to cóż... Niall prawdopodobnie już dawno nie pamiętałby w ogóle, że ze mną kiedykolwiek rozmawiał. Miałam tylko nadzieję, że z moją osobowością poradzę sobie w życiu.
Prawdopodobnie nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie siedziały z Dixie i jeszcze kilkoma innymi osobami z naszej grupy do późna przed budynkiem na ławkach. Tym razem dosiadło się do nas dwóch Portugalczyków. Na szczęście mówili biegle po angielsku, więc nie mieliśmy problemu z dogadaniem się z nimi. Oczywiście ja od czasu wtrąciłam swoje lub chciałam to zrobić, ale zostałam chamsko zignorowana, zatem zażenowana spuszczałam głowę, próbując sobie wmówić, że mnie tam nie było, a oni nic nie słyszeli. W międzyczasie dołączyły do nas Alex z Miley, teraz naprawdę nie miałam co tam szukać uwagi.
Odkąd wróciliśmy z Berlina, nie widziałam Nialla, zaś na Louisa wpadłam kilka razy, kiedy szedł sam bądź ze swoimi kumplami, lecz nie było z nim jego przyjaciela. Być może szatyn miał rację, co do wyjazdu Hiszpanki i tego, że blondyn chciał się z nią pożegnać. Niech korzysta, póki może.
Poniedziałek nadszedł zbyt szybko. Jeżeli nie umrzemy przez ten tydzień, będzie cudownie. Od razu jak wróciłam z praktyk i obiadu, walnęłam się na łóżko, uprzednio zamykając drzwi na klucz. Obiło mi się o uszy, że grupa z Sevilli zostaje jeden dzień dłużej, ponieważ lot mają dopiero wieczorem w poniedziałek, więc po południu muszą wyjechać. Przewidziałam, czym Niall będzie zajęty, zatem nie miałam zamiaru mu przeszkadzać.

Nagle przypomniał mi się incydent sprzed kilku dni... Zerwałam się z łóżka, otwierając, a następnie zamykając drzwi od zewnątrz i wybiegłam z budynku, kierując się w miejsce, gdzie najczęściej przesiadywaliśmy oraz dla nas obojga było ono ulubionym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz