środa, 19 kwietnia 2017

Rozdział 9.

Louis
Było już przed dwudziestą trzecią i chłopaki na razie poszli do swoich pokoi, żeby nie było przypału. Nie miałem, co ze sobą zrobić, więc gra na telefonie wydawała się idealna na zbicie czasu. Horan szlajał się gdzieś z Fay i póki co miałem pokój dla siebie. Nagle drzwi uchyliły się, a do środka wszedł zadowolony Irlandczyk. Niemalże tańcząc, podszedł do swojego łóżka.
– Co ci? – zapytałem, gdy zerkałem na niego znad ekranu telefonu. – Za bardzo wczułeś się w degustację alkoholu niemieckiego?
– Ja i alkohol? Louis, nie szalej – prychnął i zaśmiał się, po tym jak usiadł.
Wyglądał na zjaranego, ale Niall nie palił ani nie brał, więc musiał mu zaszkodzić jakiś alkohol. Jasne, śmiał się na trzeźwo z wielu rzeczy, lecz ten jego uśmiech i to, w jaki sposób szedł, były podejrzane. Jak tak patrzyłem na niego, nie mogłem powstrzymać śmiechu, gdy szczerzył się do telefonu. Dopiero teraz zauważyłem „FAY” na jego białej koszulce. Wyglądało to, jakby ktoś mu coś wylał na kształt liter. Chciałem już o to zapytać, ale ugryzłem się w język.
– Jasne, jasne. Co brałeś?
– Nic. – Wzruszył ramionami. Wziął ubrania do przebrania i poszedł do łazienki. – Wiem, że nie odpuścisz, więc od razu powiem, że całowałem się z Fay, a ty nadal z nikim – dodał, zanim zamknął drzwi za sobą.
Przeanalizowałem jeszcze raz to, co powiedział i wybuchnąłem śmiechem. Nie wiedziałem, po co mi była ta informacja, ale niech mu będzie.
Po tym jak Niall wyszedł z łazienki, sam poszedłem wziąć prysznic, gdyż chłopaki uznali, że już nie chciało im się przychodzić. Po położeniu się jedynie rzuciłem okiem na Nialla, który zawzięcie z kimś pisał, ostatnimi siłami powstrzymując się przed zaśnięciem. Nie komentowałem jego wyznania, choć nadal chciało mi się śmiać.

*

Fay
Kolejnego dnia wieczorem znów umówiłam się z Niallem w naszym stałym miejscu spotkań. Na kolacji pojawiła się cała grupa studentów z Londynu, natomiast brakowało jedynie Nialla, ale pewnie spał, odpoczywając po praktykach. Dochodziła już godzina dwudziesta, więc wraz z Dixie wyszłam na zewnątrz. Moja przyjaciółka została na ławce przed budynkiem, ponieważ chciała tylko zapalić i zadzwonić do chłopaka, zaś ja skierowałam się nad staw. Oczywiście wiedziała, gdzie szłam, ponieważ stwierdziłam, iż ukrywanie przed nią spotkań z blondynem było bez sensu.
Zeszłam po kamiennych schodkach prowadzących na stołówkę, gdy nagle usłyszałam znajomy irlandzki akcent. Zatrzymałam się, gdy zauważyłam go chodzącego w tę i z powrotem, rozmawiając przez telefon podenerwowanym tonem. Wyglądał na zdenerwowanego, a dłoń niespokojnie przebiegająca co chwilę przez jego blond włosy tylko utwierdzała mnie w tym przekonaniu. W końcu usiadł na jednym z dużych kamieni ustawionych wzdłuż alejki za stołówką. Podeszłam bliżej, starając się pozostać niezauważoną. Teraz pomagało mi to, że Niall oparł czoło o rękę wspartą na kolanie. Westchnął zrezygnowany. Byłam na tyle blisko, że mogłam usłyszeć to, co mówił. Może i zachowywałam się wścibsko, gdy podsłuchiwałam jego prywatną rozmowę, jednak coś w środku podpowiadało mi, żebym nie oddalała się, a miała go na oku.
– Po prostu daj mi ją do telefonu – powiedział cicho i nastała chwila ciszy. – Cześć, kochanie. – Ton jego głosu już w najmniejszym stopniu nie był taki jak przed chwilą, a spokojny i można było usłyszeć w nim nutę radości.
Zaskoczyły mnie jego słowa… Miał dziewczynę? Nagle wspomnienia z poprzedniego wieczoru i poczucie winy spadły na mnie jak kubeł lodowatej wody. Przecież ja głupia go pocałowałam i nawet nie pomyślałam o tym, że może kogoś mieć!
Głupia, samolubna, niemyśląca idiotka.
Chęć spotkania z blondynem uleciała ze mnie wraz z ostatkami pewności siebie. Przez moment zastanawiałam się pomiędzy zaczekaniem na niego i udawaniem, że wczoraj nic się nie wydarzyło, choć to byłby największy idiotyzm, a tym, żeby sobie pójść i wymyślenie jakiejś głupiej wymówki. Zdecydowałam na to pierwsze, lecz moje ciało postanowiło odwrócić się, wracając do budynku. Nie przeszłam jednak daleko, nadeptując na suchą gałąź, która złamała się z głośnym chrupnięciem. Przeklęłam w myślach i przyśpieszyłam kroku. Już byłam w połowie kamiennych schodków, kiedy usłyszałam swoje imię. Tym razem przekleństwo opuściło moje usta. Wymusiłam jak najszczerszy uśmiech, zanim się odwróciłam. Irlandczyk szedł w moim kierunku, także się uśmiechnął, a gdy był już blisko, wyciągnął w moim kierunku swoją dłoń, którą niepewnie chwyciłam.
– Gdzie szłaś? – zapytał, kiedy stanęłam obok niego.
– Um… rozmawiałeś przez telefon, nie chciałam ci przeszkadzać – skłamałam, patrząc wszędzie, tylko nie na jego twarz.
– Ale już skończyłem, więc możemy zająć się sobą.
Z uśmiechem na twarzy i wciąż trzymając moją dłoń, poprowadził mnie w kierunku stawu. Spojrzałam na niego ukradkiem, nie wyglądał, jakby miał za złe to, co zrobiłam wczoraj. Lub był świetnym aktorem i dobrze ukrywał emocje.
Czułam się naprawdę nieswojo w jego towarzystwie ze świadomością, że prawdopodobnie w Anglii czekała na niego jego dziewczyna albo może nawet narzeczona, a tutaj, gdy ona nie widziała, spędzał czas ze mną. Dotyk jego dłoni na mojej wręcz palił moją skórę. Chciałam wyrwać ją z uścisku, ale jakby włączyła mi się wewnętrzna blokada. Szłam z nim jak zaczarowana, nie mogąc się odezwać, zrobić czegokolwiek poza przebieraniem nogami, by za nim nadążyć, a moje serce waliło mi w piersi.
Gdy dotarliśmy na mostek, Niall usiadł na swoim stałym miejscu na mostku, a ja niepewnie zajęłam miejsce po jego prawej stronie. Nic nie mówiliśmy, jedynie wpatrywaliśmy się w taflę wody, w której odbijały się chmury i ciemniejące niebo. Słońce już chowało się za szczytami wzgórz, zostawiając jedynie różowo-pomarańczowe smugi na niebie.
– Czemu dzisiaj jesteś taka cicha? – zapytał.
– Tak jakoś. – Wzruszyłam ramionami.
Powinnam go przeprosić? Wypadałoby, jednak prędzej spaliłabym się ze wstydu, niż słowo „przepraszam” przeszłoby mi przez gardło. Wzięłam głęboki oddech i założyłam kosmyk włosów za ucho. Pomimo coraz niższej temperatury, mi było wręcz gorąco, chodź odczuwałam wieczorny chłód na nagiej skórze moich rąk.
– Skąd dokładnie pochodzisz? – ponownie przerwał ciszę.
– Z Bournemouth.
– Spodziewaj się mnie kiedyś. – Zaśmiał się.
– Chciałbyś je odwiedzić?
– Czemu nie? Trzeba ruszyć gdzieś tyłek, a nie tylko moje zadupie w Irlandii i teraz Londyn.
– Opowiedz coś o Irlandii.
– Jest chujowo. – Ponownie się zaśmiał. – Nie ma nic ciekawego. Deszcz i zimno. Lepiej powiedz mi coś o sobie. To będzie bardziej ciekawsze. Masz rodzeństwo?
– Mam starszego brata. A ty? – Spojrzałam na niego. On w tym samym czasie odwrócił głowę, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.
– Też. – Skinął głową.
Kolejne minuty mijały nam na rozmowie, żartach i opowiadaniu kompromitujących sytuacji z naszego rodzeństwa. Robiło się coraz chłodniej, ale my nie odczuwaliśmy tego za bardzo. Wraz z upływającym czasem, moje poczucie winy znikało i czułam się coraz swobodniej w towarzystwie Nialla.
W pewnym momencie dotarło do mnie, że zostało nam jedynie dwa dni, nie licząc soboty – dnia, kiedy wyjeżdżamy. Poczułam się dziwnie, z jednej strony chcąc wracać, z drugiej zaś niekoniecznie. Polubiłam Nialla i Louisa, miejsce pobytu również, lecz już z praktykami było gorzej.
– Co jest? Stało się coś? – zapytał blondyn, przerywając swoją opowieść o tym, jak pewnego wieczoru jego brat wymknął się z domu na imprezę, jednak jego rodzice go zauważyli i pojechali za nim do klubu.
– Nic. Tylko oświeciło mnie, że już za dwa dni wyjeżdżamy. – Wzruszyłam ramionami.
– I nie cieszysz się? Ja bardzo, chociaż spodobało mi się tu.
Pozostałam cicho, jedynie uśmiechnęłam się cierpko do niego. Objął mnie opiekuńczo ramieniem, pocierając je.
– A mnie oświeciło, że nie mam twojego numeru. Możesz mi go podać w razie, gdybyśmy za sobą zatęsknili? – Wyjął telefon, odblokował go i pojrzał na mnie.
– Jasne. – Zachichotałam i wpisałam mu mój numer, po czym oddałam urządzenie. Po chwili poczułam wibracje w kieszeni.
– Gotowe. Uśmiechnij się w końcu, bo nie wytrzymam. O, już wiem, co ci poprawi humor.
– Słucham ciebie.
Nie usłyszałam odpowiedzi, ale poczułam, jak ułożył swoje ciepłe dłonie na moich policzkach, a jego miękkie usta dotknęły moich. Byłam zaskoczona w obu znaczeniach, zdezorientowana, jednocześnie czując przyjemny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa. Poczułam się jeszcze gorzej, niż czułam się wcześniej. Nie mogłam tak siedzieć bezczynnie, kiedy on całował moje usta, prawdopodobnie zdradzając tym swoją dziewczynę bądź narzeczoną, więc odsunęłam się od niego. Spojrzał na mnie ze zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy, jednak nic nie powiedział.
– Nie mogę – powiedziałam, na co jedynie przytaknął i odsunął się ode mnie i odkrząknął.
Nie miałam pojęcia, co siedziało mu w głowie, żeby nagle wpadł na pomysł pocałowania mnie. Sama wczoraj to zrobiłam, ale nie wiedziałam, co robiłam. Dobra, to głupia wymówka i prawdopodobnie teraz zachowałam się jak niezdecydowana idiotka, ale już nic bym nie zmieniła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz