Czwartkowego
popołudnia miałam zły humor, a to wszystko przez Hannah niepotrafiącą przestać
mówić w odpowiednim momencie. Czasem naprawdę zaczynałam się zastanawiać,
dlaczego niektórzy ludzie byli tak bardzo ograniczeni i nie docierało do nich
to, że świat szedł do przodu, więc wszystko się zmieniało, jedynie myślenie
takich osobników pozostawało prymitywne, jakby ich mózgi pozostały pozamykane w
bardzo szczelnych pudełkach.
Upewniłam
się, że zamknęłam drzwi od wewnątrz, po czym ułożyłam się wygodnie na łóżku z
telefonem podłączonym do ładowania oraz podpiętymi do niego słuchawkami.
Chciałam obejrzeć kolejny film z listy moich zakładek i miałam nadzieję, iż to
poprawiłoby mi choć trochę samopoczucie. Dla mojego większego zdenerwowania
usłyszałam, jak ktoś pukał w drewnianą powłokę drzwi, zanim strona dobrze się
jeszcze nie załadowała. Z westchnieniem irytacji podniosłam swój leniwy tyłek i
otworzyłam drzwi. Spodziewałam się zobaczyć za nimi Hannah lub Nialla, ale
jakież moje było zdziwienie, gdy tym kimś zakłócającym mój spokój okazał się
być uśmiechający się od ucha do ucha Louis.
–
Coś ty taka zmarnowana? – zapytał od razu.
–
Tak jakoś.
Zaśmiał
się donośnie.
–
Chcesz jechać z nami do Würzburga? Z Niallerem ogarnęliśmy się dopiero, że dziś już
czwartek, a trzeba coś kupić na wyjazd.
– Czemu nie? – Wzruszyłam ramionami.
Dopiero co stamtąd wróciliśmy… Ale prawdopodobnie oni też, jednak
trzeba wykorzystać ostatnie dni tutaj i korzystać z ładnej pogody, o którą w
Anglii trudno.
– Świetnie, zbieraj się.
*
Spacerowaliśmy
znanymi już nam ulicami, po drodze wchodząc do interesujących nas sklepów.
Louis z Niallem zaczęli żartować z niemieckiego akcentu i niektórych słów, a
jakaś kobieta podeszła do nas, pytając o coś po niemiecku. My jedynie
wzruszyliśmy ramionami i wymieniając się uśmiechami. Oddaliła się, kręcąc
głową, a Niall nie mogąc już dłużej wytrzymać, zaśmiał się głośno.
Chodziliśmy
już tak jakąś godzinę, o czym zorientowaliśmy się dopiero po tym, jak zaczęły
nas boleć nogi, Louis zrobił się głodny, a temat rozmów zszedł na naprawdę
głupie i żenujące rzeczy. Szatyn chciał, a wręcz błagał nas o to, abyśmy w
końcu wrócili na dworzec. Tak też zrobiliśmy, po czym ja zajęłam stolik przed
Subwayem, Louis zaś poszedł, by zamówić coś dla nas – na szczęście pracownicy
tu znali mniej więcej angielski – a Niall poszedł w poszukiwaniu jeszcze
jakiegoś sklepu, ponieważ nie kupił najważniejszego. Gdy otrzymaliśmy swoje
kanapki, jedliśmy je w ciszy – chłopak był zbyt głodny, żeby myśleć w tej
chwili o rozmowie.
Przez
cały wyjazd rzadko kiedy miałam okazję z nim porozmawiać, jednak dzisiaj moje
przypuszczenia, o tym, że był miły, potwierdziły się. Zdarzały mu się momenty
bezczelności, ale to nie czyniło z niego nikogo złego. Każdy ma wady i zalety.
W
końcu Niall dołączył do nas z torbą z logo sklepu dla dzieci, kończąc moją
rozmowę z Louisem o nowym albumie rockowego zespołu. Blondyn nie był głodny,
więc uznaliśmy, że pora wracać do Lohr.
–
Poczekajcie – odezwał się Louis, po czym wszedł do kwiaciarni, którą mijaliśmy
po drodze na odpowiedni peron.
–
Po jaką cholerę go tam poniosło? – westchnął Niall. – Jeszcze mu mało?
–
Może kwiaty dla mamy?
Niall
wybuchnął śmiechem i pokręcił przecząco głową.
–
Wróciłem! – po niemalże dziesięciu minutach usłyszeliśmy głos szatyna,
niosącego w dłoni bukiet składający się z kilku frezji. – Śliczne kwiatki dla
pięknej pani. – Wręczył mi kwiaty z szerokim i uroczym uśmiechem. Moje policzki
zaczerwieniły się, gdy odebrałam nieśmiało rośliny i cicho podziękowałam.
–
Chodźmy, bo się spóźnimy – odezwał się Niall za mną, zwracając na siebie naszą
uwagę.
Zerknęłam
na niego, kiedy szliśmy za nim w kierunku ruchomych schodów. Jego wyraz zmienił
się, lecz nie mogłam odczytać z niej konkretnych emocji. Louis szedł ze mną
ramię w ramię i ciągle o czym zawzięcie mówił, jednak mówił zbyt szybko, żebym
mogła dobrze go zrozumieć. Zakończył śmiechem, po czym zapytał, czy
zechciałabym wyjść z nim jeszcze dziś lub jutro na kawę. Zgodziłam się, bo
właściwie czemu nie? Blondyn po usłyszeniu mojej twierdzącej odpowiedzi,
gwałtownie odwrócił głowę w naszym kierunku, mając minę, jakby coś go naprawdę zirytowało.
Nie wiedziałam, dlaczego poczułam lekkie ukłucie poczucia winy w klatce
piersiowej przez to, że się zgodziłam. Mimo wszystko teraz nie odmówiłabym już
Louisowi.
*
–
Naprawdę?! – wykrzyknęła zdziwiona moja przyjaciółka, po tym jak powiedziałam
jej, że Louis zaprosił mnie na kawę, gdy siedziałyśmy na ławkach przed
budynkiem z nogami opartymi na brzegach skrzynki z piaskiem.
–
Tak. Dokładnie tak…
–
Zgodziłaś się? – zadała kolejne pytanie, nie pozwalając mi dobrze dokończyć
słowa.
–
Tak. Niby co innego miałam zrobić?
–
Nie zgodzić się, proste. A kto tu idzie. – Dixie przerwała naszą rozmowę, gdy
zobaczyła Nialla zbliżającego się do nas wraz z drugim chłopakiem z dłuższymi
włosami, który był o głowę wyższy od niego. Oboje się uśmiechnęli, a towarzysz
blondyna pomachał do nas. Przywitał się, po czym Niall przedstawił nam Harry’ego.
Irlandczyk
usiadł obok mnie, a jego kolega zaraz obok niego, jakby bał się odstąpić go na
krok. Lub tylko go pilnował…
Harry
i Niall studiowali na tej samej uczelni i niektóre zajęcia mieli razem. Blondyn
zdradził też, że brązowowłosy lubił imprezy, ogniska i inne sposoby na spędzanie
czasu ze znajomymi, ważne, żeby były dobre przekąski i jakikolwiek alkohol.
Harry zaczął temu zaprzeczać, ale jego śmiech go zdradził. Po kolejnych
minutach rozmowy dołączył do nas Louis i usiadł na ławce, na której siedziała tylko
Dixie, więc była wolna.
–
Kim jesteś? – zapytał, spoglądając na kolegę blondyna i mrużąc przy tym
podejrzliwie oczy.
–
Tommo, czy ty coś piłeś? Przecież razem z nim mamy zajęcia, więc studiuje na
tym samym uniwerku, więc powinieneś go znać – zdziwił się Niall, a widząc minę
swojego przyjaciela, zaśmiał się głośno. Nie mogłam powstrzymać chichotu,
ponieważ jego śmiech był naprawdę zaraźliwy.
–
Jak? Co?
–
Jesteś za bardzo rozkojarzony i nie zauważasz ludzi. Dobrze, że mnie jeszcze
nie zgubiłeś.
Tym
razem to Harry się zaśmiał, a Louis zbył całą rozmowę machnięciem ręki.
Chwilę
później każdy znalazł temat do rozmów. Znaczy… to ja, Niall i Dixie to
zrobiliśmy, a Louis był zajęty paleniem i przeglądaniem czegoś na swoim
telefonie, Harry zaś nie mógł wbić się w temat naszej rozmowy, pomimo że
pytałam go o pewne rzeczy, więc siedział i słuchał. Dopiero gdy szatyn wrzucił
peta do skrzynki i schował telefon, spoglądając w niebo, chłopak z kręconymi
włosami usiadł obok nich i szybko udało im się nawiązać rozmowę, już po chwili
zawzięcie opowiadając coś oraz komentując.
Witam. Tu Najl.
OdpowiedzUsuńRecenzja Twojego opowiadania jest już gotowa i dostępna pod adresem: http://recenzowisko-blogow.blogspot.com/2017/05/145-without-reasons.html
Pozdrawiam!