poniedziałek, 12 czerwca 2017

Rozdział 11.

Niall
Kolejnego dnia obudził mnie budzik Louisa, ale ponownie zasnąłem szybciej, niż się obudziłem. Dobre rozbudzenie i świadomość, że trzeba było podnieść dupę i że dziś jest ostatni dzień praktyk, dało mi dopiero szturchanie mojego ramienia oraz powiew chłodnego powietrzna na moich plecach.
– Wstawaj, kretynie – usłyszałem głos Louisa nad swoim uchem, na co zakryłem głowę poduszką. – Jak zaraz nie wstaniesz, nie pójdziesz na śniadanie i umrzesz marnie z głodu.
Chamsko zabrał poduszkę spod mojej głowy i uderzył mnie nią w twarz.
– Dobra, już wstaję. Nie musisz mi robić przemeblowania na twarzy.
Musiałem zmusić się w końcu do wstania, choć naprawdę nie miałem ochoty tam iść. Zdecydowanie wolałem przespać cały dzień, ewentualnie spędzić go z Fay gdzieś daleko od ludzi. Musiałem przyznać, że przez te dwa tygodnie polubiłem ją i rozmowy z nią. Dzięki nim jakoś udawało mi się nie myśleć o tym, że wyjazd zbliżał się wielkimi krokami, a co za tym szło także powrót do szarej, nudnej i nie najbardziej kolorowej, londyńskiej rzeczywistości. Nie powinienem narzekać na swoje życie, ponieważ  nic tak właściwie mi nie brakowało; miałem dom, rodzinę, przyjaciół, miałem za co kupić jedzenie czy zapłacić rachunki. Jednak dorosłość uderzyła mnie zbyt szybko. Byłem głupim dwudziestolatkiem, wielu rzeczy nie brałem na poważnie i to było dla mnie o wiele bardziej trudniejsze do przyjęcia. Odrzuciłem to, uciekłem  od tego, a teraz męczyły mnie przez to wyrzuty sumienia, lecz czasu bym nie cofnął, żebym stanął na uszach. Tu mogłem o tym zapomnieć chociaż na chwilę, Fay jedynie mi to ułatwiała, zajmując mój czas i coraz częściej myśli.
– Już ją pieprzyłeś? – zapytał Louis, kiedy szliśmy na dworzec w Lohr.
Przewróciłem oczami. Spodziewałem się tego pytania prędzej czy później, bo nie przeżyłby, gdyby o to nie zapytał.
– Nie.
– Mam dzisiaj ci zwolnić pokój? Wiesz, dziś masz już ostatnią szansę, bo jutro będzie zajęta pakowaniem, a w Londynie raczej takiej nie znajdziesz…
– Tommo, kurwa…
– Tommo czy kurwa? – przerwał mi ze śmiechem.
– Nie mam zamiaru jej przelecieć – uciąłem, ignorując jego poranną głupotę.
– Jesteś głupi, Horan. Dlaczego nie? Czekaj, powiedz mi najpierw, co ona ci zrobiła, że już od jakiegoś czasu jesteś taki rozkojarzony? To przez ten pocałunek?
– Spokojnie, nic mi nie zrobiła i tylko ci się zdaje.
Na moją odpowiedź mruknął tylko proste „mhm” i już przez resztę drogi się nie odzywał.

*

Od rana czułem się jak gówno i jedyne na co miałem ochotę to wejście pod kołdrę i przespanie do apokalipsy lub innego wydarzenia, które wyniszczyłoby ludzkość. Postanowiłem zwolnić się z praktyk po czterech godzinach i po wzruszającym – nie dla mnie – pożegnaniu wyszedłem z budynku i udałem się w kierunku dworca. Nie miałem już siły na nic i nie potrafiłem się na niczym skupić, więc moje dalsze siedzenie tam byłoby męczące nie tylko dla mnie, ale i dla pracowników.
Oczywiście, gdy tylko znalazłem się na terenie ośrodka opiekunka naszej grupy – na moje nieszczęście – była na zewnątrz, więc przed dotarciem spokojnie do pokoju zdążyłem zarobić porządny opierdol, który jednym uchem wleciał, drugim wyleciał, jednak zmienił moje beznadziejne samopoczucie na najwyższy poziom irytacji. W dodatku musiałem wpaść na tę parę pedałów. Dlaczego oni byli razem i kto w ogóle im na to pozwalał? Moi rodzice od dziecka uczyli mnie, że tak nie wypadało. Ludzie wiązali się ze sobą po to, by mieć dzieci, a osoby o tej samej płci nie mogły ich mieć. To takie logiczne! Zatrzasnąłem za sobą drzwi pokoju, nie przejmując się tym, że ktoś z pracowników ośrodka mógł to usłyszeć, rzuciłem plecak pod stolik stojący pod ścianą. Ciasne dżinsy zmieniłem na szare dresy, zdjąłem koszulę, prawie odrywając jej guziki ze złości i klnąc pod nosem wyciągnąłem zwykły t-shirt z szafy. Spostrzegłem na niej fioletowy napis „FAY”, od razu rzuciłem ją na podłogę, a kolejne przekleństwa opuściły moje usta. Położyłem się na łóżku i zakryłem kołdrą po szyję.

*

Nie miałem pojęcia, ile czasu minęło, lecz gdy usłyszałem szczęk otwieranych drzwi, odwróciłem się przodem do ściany, udając, że spałem. Chciałem uniknąć głupich i zbędnych pytań. Wiedziałem jednak, że prędzej czy później zostaną one zadane, choć miałem cichą nadzieję, że Louis jako mój dobry przyjaciel wszystko zrozumie bez rozmowy ze mną i sprowadzania mojego stanu załamania do Fay. Ona nie była tego powodem. Była powodem do tego, żebym ruszył swoją dupę z łóżka i poszedł na obiad z resztą grupy, a po tym poszedł wraz z kilkoma moimi znajomymi do sklepu i nie leżał bezczynnie na łóżku, użalając się nad sobą.
Kupiliśmy tam po kilka butelek najtańszego i nie najgorszego piwa dla każdego, dla siebie wzięliśmy po jednej dodatkowej, którą wypiliśmy po drodze. Uśmiechnąłem się do siebie, bo w końcu znalazłem sposób na poprawienie swojego humoru. Siedzieliśmy w małym parku nad rzeką, o ile można było tak nazwać kilka drzew, skoszoną trawę, ławki i skrawek przystrzyżonego żywopłotu. Znajdował się on dobry kilometr od ośrodka, więc mieliśmy małą pewność, że żaden z naszych opiekunów nas nie przyłapie. Pomiędzy przedostatnią a ostatnią butelką i kolejnym papierosem napisałem do Fay, czy chciałaby się spotkać po kolacji.

Fay
Przyszłam kilkanaście minut wcześniej przed umówioną godziną. Zgodziłam się na kolejne – i prawdopodobnie ostatnie tutaj, nad stawem za stołówką – spotkanie z Niallem. Tym razem zajęłam miejsce pod płaczącą wierzbą, opierając się o jej chropowaty pień. Trawa była już wilgotna od rosy osiadłej na niej, powietrze zrobiło się rześkie, a dookoła rozprzestrzeniał się półmrok, w którym dostrzegłam zbliżającą się, szczupłą i wysoką sylwetkę mężczyzny. Rozpoznałam w niej Irlandczyka. Miał na sobie krótkie spodenki i koszulkę, której rękawy podwinął, ręce schował w kieszeniach, jego chód zaś był nieco chwiejny. Zgadywałam, że musiał już coś pić.
Blondyn zaszczycił mnie swoim zniewalającym uśmiechem i zajął miejsce po mojej lewej stronie.
– Długo tu siedzisz? – zapytał.
– Nie martw się, nie spóźniłeś się.
Dla upewnienia go pokazałam mu godzinę na telefonie. Z westchnieniem oparł głowę o drzewo za plecami, a ręce splótł na swoim brzuchu, przymykając oczy, dzięki czemu mogłam bez obaw o przyłapanie oglądać jego przystojną twarz, na którą padało światło księżyca, przez co wyglądała jeszcze piękniej niż była.
– Zdajesz sobie sprawę, że jutro już jest sobota, a w niedzielę rano wylatujemy?
– Ta – mruknęłam, skubiąc wilgotne źdźbła trawy. – Już zacząłeś się pakować?
– Jeśli do tego można zaliczyć odpięcie i zapięcie walizki to owszem, zacząłem.
Zachichotałam cicho i również oparłam głowę o pień. Milczeliśmy. Delikatny wiatr przyjemnie muskał nasze twarze oświetlone przez blask księżyca i poruszał gałęziami drzew. Na tafli wody tworzyły się niewielkie fale, zniekształcając jasną kulę odbijającą się w niej. Siedzieliśmy w ciszy przerywanej jedynie szumem liści i wody.
– Niall, coś się stało? – spytałam niepewnie.
– A co niby miałoby się stać?
Oboje odwróciliśmy się w tym samym czasie, by popatrzeć na siebie, a nasze spojrzenia się spotkały. Przeszedł mnie dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Uciekłam wzrokiem na wodę.
– Nie wiem. Wyglądasz na przygnębionego.
Niall nie odpowiedział od razu. Oblizał ostentacyjnie spierzchnięte wargi i powoli wyprostował się, po czym zawiesił wzrok na mojej osobie. Nagle moje ciało zalała fala niepokoju i pożałowałam, że w ogóle dopowiedziałam drugie zdanie.
– Bo cóż. Może i jestem przygnębiony, Fay. – Wzdrygnęłam się, gdy wypowiedział moje imię. Nie był to ostry ton, ale też nie łagodny. – Zwolniłem się z praktyk, bo czułem się chujowo, ale oczywiście nasza kochana profesorka dostała szału macicy, jak jej o tym powiedziałem. Uznała, że nie widać tego po mnie i nie mam gorączki, więc za to powinienem mieć obniżoną ocenę za praktyki. – Wziął głęboki oddech i przeczesał włosy palcami. Chciałam go przytulić i powiedzieć, że nie powinien się nią przejmować, jednak nie zrobiłam tego, nadal milcząc i siedząc nieruchomo. – Wyjaśniłem, że nie o takie złe samopoczucie chodzi, tylko że o moje prywatne problemy, a ona jedynie machnęła ręką i powiedziała, że szukam na siłę wymówki. Suka jebana. Pewnie myśli, że największym problemem jest złamany paznokieć lub to, że jej farba z włosów zeszła. Gówno, kurwa, wie.
Nic nie powiedziałam, tylko zrobiłam to, co zamierzałam od dłuższej chwili; przysunęłam się bliżej chłopaka i objęłam ramionami jego spięte ciało. W tamtym momencie przytulenie wydawało mi się o wiele lepszym pomysłem niż jakieś słowa pocieszenia, które i tak zwykle dawały odwrotny efekt od zamierzonego. I chyba miałam rację, bo po chwili odwzajemnił mój gest, a jego mięśnie się rozluźniły.
Mijały kolejne długie minuty. Słońce całkowicie schowało się za horyzontem i teraz jedynym źródłem światła był blask odbijany przez księżyc. Wszystko dookoła było dobrze widoczne dzięki jego pełni. Niall nie kontynuował rozmowy o swojej nauczycielce, zaczynając opowiadać kawały śmieszne lub trochę mniej śmieszne, a bardziej żenujące. Czasem nie mógł dokończyć żartu, gdyż wybuchał śmiechem, a ja wraz z nim. Śmiech chłopaka był naprawdę zaraźliwy. Cieszyłam się, że jego przygnębienie póki co odeszło w zapomnienie. Już przymierzał się do opowiedzenia kolejnego kawału, ale przerwał mu dzwonek telefonu. Chcąc, nie chcąc zerknęłam na ekran, gdy wydobył urządzenie z kieszeni, na którym wyświetlił się napis „Melanie”. Odsunęłam się od niego nieznacznie, by móc dać mu nieco poczucia prywatności, jednak on przesunął po ekranie, odrzucając połączenie. Och, przecież nie będzie rozmawiał przy mnie ze swoją dziewczyną.
– Czemu nie odebrałeś? – zapytałam automatycznie.
– Mam już jej dość. Coraz częściej do mnie wydzwania – wyznał, odkładając telefon na trawę.
– To twoja dziewczyna, nie powinieneś mówić o niej takich rzeczy i przede wszystkim na spokojnie z nią porozmawiać.
– Co? Kto? – Spojrzał na mnie z wyraźnym rozbawianiem malującym się na jego twarzy, kiedy wstawałam, żeby zostawić go samego. – Ona nie jest moją dziewczyną. Nie mam dziewczyny.
Popatrzyłam na niego z uniesionymi brwiami. Widziałam, że starał się powstrzymać śmiech.
– To kim ona jest?
Skrzywiłam się na nieprzyjemny ton mojego głosu. Niall westchnął i przesunął palcami po blond włosach z wyraźnymi brązowymi odrostami.
– Usiądź – powiedział spokojnie i poklepał miejsce, gdzie siedziałam wcześniej. Posłusznie wykonałam jego polecenie, nie przerywając z nim kontaktu wzrokowego. Chłopak ponownie oparł się plecami o pień, a moje serce podwoiło swoją pracę, nawet nie wiedziałam z jakiego powodu. Niall przymknął oczy z westchnieniem. Ja poszłam w jego ślady, także opierając się o drzewo, wzrok wlepiając w księżyc odbijający się w wodzie. – Melanie nie jest moją dziewczyną – odezwał się w końcu i ponownie przestał mówić na krótką chwilę, jakby chciał odpowiednio dobrać słowa. – Melanie to moja była i… matka Tix, mojej córki.
Po ostatnich słowach Irlandczyka odwróciłam się gwałtownie w jego kierunku, nie dowierzając temu, co powiedział. Oczy nadal miał zamknięte, lecz otworzył je, prawdopodobnie chcąc sprawdzić, czemu nie odpowiedziałam. Byłam zszokowana.
– Ja… – wyjąkałam.
– Wiem, nie musisz nic mówić.
– Nie, nie myśl sobie, że pomyślałam o tobie nie wiadomo co. Po prostu trochę mnie zaskoczyłeś. Nie codziennie słyszy się od swoich przyjaciół, że są rodzicami…
– Przyjaciół? – przerwał mi, wpatrując się w moją twarz. Miałam wrażenie, że wypala mi dziurę w czaszce swoim uporczywym spojrzeniem.
– Tak, przyjaciół. – Zmarszczyłam brwi, dopiero po jego uwadze zdałam sobie sprawę z tego, co powiedziałam. Ale mogłam Nialla uważać za swojego przyjaciela, tak? – Gratuluję, tatku.
– Cóż, dzięki?
Uśmiechnęłam się do niego i poklepałam jego kolano.
– Opowiedz mi coś o niej.
– Może powinienem zacząć od tego, że zerwałem kontakt z Melanie, gdy tylko dowiedziałem się o ciąży – wyznał i spojrzał na mnie, jakby wyczekując jakiś słów krytyki z mojej strony.
– Mów dalej.
Nie lubiłam przerywać ludziom i tym bardziej oceniać ich oraz wyzywać od najgorszych, nie znając szczegółów ani sytuacji, w jakiej się znaleźli.
– Ale ona wciąż pisała i dzwoniła do mnie, ale ja to ignorowałem. Po dwóch miesiącach przestała. Odezwała się dopiero po tym, jak urodziła. Potem zaczęła mi truć dupę o alimenty, które dla świętego spokoju płaciłem. Za dwa miesiące Tix skończy trzy lata, a ja widziałem ją dwa lub trzy razy jakieś dwa lata temu. – Po tych słowach zamilkł, lecz kiedy chciałam coś powiedzieć, kontynuował: – Wiesz co? Gdyby nie ty i to twoje ględzenie i podejście do świata, prawdopodobnie nigdy nie zmieniłbym swojego zdania o tym, jednak teraz chcę naprawdę pomóc w opiece nad Tix. Wiem, że nijak nie wynagrodzę Melanie, że byłem takim chujem wobec niej – zakończył z westchnieniem i spuścił głowę w geście rezygnacji.
Nie miałam fioletowego pojęcia, co miałabym teraz powiedzieć. Miałam mieszane uczucia, co do tego, że to ja wpłynęłam na jego poglądy. Choć w takiej sytuacji powinnam czuć satysfakcję.
– Cieszę się, że… zmądrzałeś. – Zaśmiałam się nerwowo, nieco obawiając się jego reakcji. Jednak on tylko się uśmiechnął. – Lepiej później niż wcale, prawda?
Skinął głową w zgodzie i zaśmiał się cicho.

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, zanim postanowiliśmy wrócić do pokojów. Widziałam po Niallu, że po tym, co powiedział nieco mu ulżyło. Każdy czasem potrzebował się wygadać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz