Niall
Kolejnego
dnia obudził mnie budzik Louisa, ale ponownie zasnąłem szybciej, niż się
obudziłem. Dobre rozbudzenie i świadomość, że trzeba było podnieść dupę i że
dziś jest ostatni dzień praktyk, dało mi dopiero szturchanie mojego ramienia
oraz powiew chłodnego powietrzna na moich plecach.
–
Wstawaj, kretynie – usłyszałem głos Louisa nad swoim uchem, na co zakryłem
głowę poduszką. – Jak zaraz nie wstaniesz, nie pójdziesz na śniadanie i umrzesz
marnie z głodu.
Chamsko
zabrał poduszkę spod mojej głowy i uderzył mnie nią w twarz.
–
Dobra, już wstaję. Nie musisz mi robić przemeblowania na twarzy.
Musiałem
zmusić się w końcu do wstania, choć naprawdę nie miałem ochoty tam iść.
Zdecydowanie wolałem przespać cały dzień, ewentualnie spędzić go z Fay gdzieś
daleko od ludzi. Musiałem przyznać, że przez te dwa tygodnie polubiłem ją i
rozmowy z nią. Dzięki nim jakoś udawało mi się nie myśleć o tym, że wyjazd
zbliżał się wielkimi krokami, a co za tym szło także powrót do szarej, nudnej i
nie najbardziej kolorowej, londyńskiej rzeczywistości. Nie powinienem narzekać
na swoje życie, ponieważ nic tak
właściwie mi nie brakowało; miałem dom, rodzinę, przyjaciół, miałem za co kupić
jedzenie czy zapłacić rachunki. Jednak dorosłość uderzyła mnie zbyt szybko.
Byłem głupim dwudziestolatkiem, wielu rzeczy nie brałem na poważnie i to było
dla mnie o wiele bardziej trudniejsze do przyjęcia. Odrzuciłem to,
uciekłem od tego, a teraz męczyły mnie
przez to wyrzuty sumienia, lecz czasu bym nie cofnął, żebym stanął na uszach.
Tu mogłem o tym zapomnieć chociaż na chwilę, Fay jedynie mi to ułatwiała,
zajmując mój czas i coraz częściej myśli.
–
Już ją pieprzyłeś? – zapytał Louis, kiedy szliśmy na dworzec w Lohr.
Przewróciłem
oczami. Spodziewałem się tego pytania prędzej czy później, bo nie przeżyłby,
gdyby o to nie zapytał.
–
Nie.
–
Mam dzisiaj ci zwolnić pokój? Wiesz, dziś masz już ostatnią szansę, bo jutro
będzie zajęta pakowaniem, a w Londynie raczej takiej nie znajdziesz…
–
Tommo, kurwa…
–
Tommo czy kurwa? – przerwał mi ze śmiechem.
–
Nie mam zamiaru jej przelecieć – uciąłem, ignorując jego poranną głupotę.
–
Jesteś głupi, Horan. Dlaczego nie? Czekaj, powiedz mi najpierw, co ona ci
zrobiła, że już od jakiegoś czasu jesteś taki rozkojarzony? To przez ten
pocałunek?
–
Spokojnie, nic mi nie zrobiła i tylko ci się zdaje.
Na
moją odpowiedź mruknął tylko proste „mhm” i już przez resztę drogi się nie
odzywał.
*
Od
rana czułem się jak gówno i jedyne na co miałem ochotę to wejście pod kołdrę i
przespanie do apokalipsy lub innego wydarzenia, które wyniszczyłoby ludzkość.
Postanowiłem zwolnić się z praktyk po czterech godzinach i po wzruszającym –
nie dla mnie – pożegnaniu wyszedłem z budynku i udałem się w kierunku dworca.
Nie miałem już siły na nic i nie potrafiłem się na niczym skupić, więc moje
dalsze siedzenie tam byłoby męczące nie tylko dla mnie, ale i dla pracowników.
Oczywiście,
gdy tylko znalazłem się na terenie ośrodka opiekunka naszej grupy – na moje
nieszczęście – była na zewnątrz, więc przed dotarciem spokojnie do pokoju
zdążyłem zarobić porządny opierdol, który jednym uchem wleciał, drugim
wyleciał, jednak zmienił moje beznadziejne samopoczucie na najwyższy poziom
irytacji. W dodatku musiałem wpaść na tę parę pedałów. Dlaczego oni byli razem
i kto w ogóle im na to pozwalał? Moi rodzice od dziecka uczyli mnie, że tak nie
wypadało. Ludzie wiązali się ze sobą po to, by mieć dzieci, a osoby o tej samej
płci nie mogły ich mieć. To takie logiczne! Zatrzasnąłem za sobą drzwi pokoju,
nie przejmując się tym, że ktoś z pracowników ośrodka mógł to usłyszeć,
rzuciłem plecak pod stolik stojący pod ścianą. Ciasne dżinsy zmieniłem na szare
dresy, zdjąłem koszulę, prawie odrywając jej guziki ze złości i klnąc pod nosem
wyciągnąłem zwykły t-shirt z szafy. Spostrzegłem na niej fioletowy napis „FAY”,
od razu rzuciłem ją na podłogę, a kolejne przekleństwa opuściły moje usta.
Położyłem się na łóżku i zakryłem kołdrą po szyję.
*
Nie
miałem pojęcia, ile czasu minęło, lecz gdy usłyszałem szczęk otwieranych drzwi,
odwróciłem się przodem do ściany, udając, że spałem. Chciałem uniknąć głupich i
zbędnych pytań. Wiedziałem jednak, że prędzej czy później zostaną one zadane,
choć miałem cichą nadzieję, że Louis jako mój dobry przyjaciel wszystko
zrozumie bez rozmowy ze mną i sprowadzania mojego stanu załamania do Fay. Ona
nie była tego powodem. Była powodem do tego, żebym ruszył swoją dupę z łóżka i
poszedł na obiad z resztą grupy, a po tym poszedł wraz z kilkoma moimi
znajomymi do sklepu i nie leżał bezczynnie na łóżku, użalając się nad sobą.
Kupiliśmy
tam po kilka butelek najtańszego i nie najgorszego piwa dla każdego, dla siebie
wzięliśmy po jednej dodatkowej, którą wypiliśmy po drodze. Uśmiechnąłem się do
siebie, bo w końcu znalazłem sposób na poprawienie swojego humoru. Siedzieliśmy
w małym parku nad rzeką, o ile można było tak nazwać kilka drzew, skoszoną
trawę, ławki i skrawek przystrzyżonego żywopłotu. Znajdował się on dobry
kilometr od ośrodka, więc mieliśmy małą pewność, że żaden z naszych opiekunów
nas nie przyłapie. Pomiędzy przedostatnią a ostatnią butelką i kolejnym
papierosem napisałem do Fay, czy chciałaby się spotkać po kolacji.
Fay
Przyszłam
kilkanaście minut wcześniej przed umówioną godziną. Zgodziłam się na kolejne –
i prawdopodobnie ostatnie tutaj, nad stawem za stołówką – spotkanie z Niallem.
Tym razem zajęłam miejsce pod płaczącą wierzbą, opierając się o jej chropowaty
pień. Trawa była już wilgotna od rosy osiadłej na niej, powietrze zrobiło się
rześkie, a dookoła rozprzestrzeniał się półmrok, w którym dostrzegłam
zbliżającą się, szczupłą i wysoką sylwetkę mężczyzny. Rozpoznałam w niej Irlandczyka.
Miał na sobie krótkie spodenki i koszulkę, której rękawy podwinął, ręce schował
w kieszeniach, jego chód zaś był nieco chwiejny. Zgadywałam, że musiał już coś
pić.
Blondyn
zaszczycił mnie swoim zniewalającym uśmiechem i zajął miejsce po mojej lewej
stronie.
–
Długo tu siedzisz? – zapytał.
–
Nie martw się, nie spóźniłeś się.
Dla
upewnienia go pokazałam mu godzinę na telefonie. Z westchnieniem oparł głowę o
drzewo za plecami, a ręce splótł na swoim brzuchu, przymykając oczy, dzięki
czemu mogłam bez obaw o przyłapanie oglądać jego przystojną twarz, na którą
padało światło księżyca, przez co wyglądała jeszcze piękniej niż była.
–
Zdajesz sobie sprawę, że jutro już jest sobota, a w niedzielę rano wylatujemy?
–
Ta – mruknęłam, skubiąc wilgotne źdźbła trawy. – Już zacząłeś się pakować?
–
Jeśli do tego można zaliczyć odpięcie i zapięcie walizki to owszem, zacząłem.
Zachichotałam
cicho i również oparłam głowę o pień. Milczeliśmy. Delikatny wiatr przyjemnie
muskał nasze twarze oświetlone przez blask księżyca i poruszał gałęziami drzew.
Na tafli wody tworzyły się niewielkie fale, zniekształcając jasną kulę
odbijającą się w niej. Siedzieliśmy w ciszy przerywanej jedynie szumem liści i
wody.
–
Niall, coś się stało? – spytałam niepewnie.
–
A co niby miałoby się stać?
Oboje
odwróciliśmy się w tym samym czasie, by popatrzeć na siebie, a nasze spojrzenia
się spotkały. Przeszedł mnie dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Uciekłam wzrokiem na
wodę.
–
Nie wiem. Wyglądasz na przygnębionego.
Niall
nie odpowiedział od razu. Oblizał ostentacyjnie spierzchnięte wargi i powoli
wyprostował się, po czym zawiesił wzrok na mojej osobie. Nagle moje ciało zalała
fala niepokoju i pożałowałam, że w ogóle dopowiedziałam drugie zdanie.
–
Bo cóż. Może i jestem przygnębiony, Fay. – Wzdrygnęłam się, gdy wypowiedział
moje imię. Nie był to ostry ton, ale też nie łagodny. – Zwolniłem się z
praktyk, bo czułem się chujowo, ale oczywiście nasza kochana profesorka dostała
szału macicy, jak jej o tym powiedziałem. Uznała, że nie widać tego po mnie i
nie mam gorączki, więc za to powinienem mieć obniżoną ocenę za praktyki. –
Wziął głęboki oddech i przeczesał włosy palcami. Chciałam go przytulić i
powiedzieć, że nie powinien się nią przejmować, jednak nie zrobiłam tego, nadal
milcząc i siedząc nieruchomo. – Wyjaśniłem, że nie o takie złe samopoczucie
chodzi, tylko że o moje prywatne problemy, a ona jedynie machnęła ręką i
powiedziała, że szukam na siłę wymówki. Suka jebana. Pewnie myśli, że
największym problemem jest złamany paznokieć lub to, że jej farba z włosów
zeszła. Gówno, kurwa, wie.
Nic
nie powiedziałam, tylko zrobiłam to, co zamierzałam od dłuższej chwili;
przysunęłam się bliżej chłopaka i objęłam ramionami jego spięte ciało. W tamtym
momencie przytulenie wydawało mi się o wiele lepszym pomysłem niż jakieś słowa
pocieszenia, które i tak zwykle dawały odwrotny efekt od zamierzonego. I chyba
miałam rację, bo po chwili odwzajemnił mój gest, a jego mięśnie się rozluźniły.
Mijały
kolejne długie minuty. Słońce całkowicie schowało się za horyzontem i teraz jedynym
źródłem światła był blask odbijany przez księżyc. Wszystko dookoła było dobrze
widoczne dzięki jego pełni. Niall nie kontynuował rozmowy o swojej nauczycielce,
zaczynając opowiadać kawały śmieszne lub trochę mniej śmieszne, a bardziej
żenujące. Czasem nie mógł dokończyć żartu, gdyż wybuchał śmiechem, a ja wraz z
nim. Śmiech chłopaka był naprawdę zaraźliwy. Cieszyłam się, że jego przygnębienie
póki co odeszło w zapomnienie. Już przymierzał się do opowiedzenia kolejnego
kawału, ale przerwał mu dzwonek telefonu. Chcąc, nie chcąc zerknęłam na ekran,
gdy wydobył urządzenie z kieszeni, na którym wyświetlił się napis „Melanie”.
Odsunęłam się od niego nieznacznie, by móc dać mu nieco poczucia prywatności,
jednak on przesunął po ekranie, odrzucając połączenie. Och, przecież nie będzie
rozmawiał przy mnie ze swoją dziewczyną.
–
Czemu nie odebrałeś? – zapytałam automatycznie.
–
Mam już jej dość. Coraz częściej do mnie wydzwania – wyznał, odkładając telefon
na trawę.
–
To twoja dziewczyna, nie powinieneś mówić o niej takich rzeczy i przede
wszystkim na spokojnie z nią porozmawiać.
–
Co? Kto? – Spojrzał na mnie z wyraźnym rozbawianiem malującym się na jego
twarzy, kiedy wstawałam, żeby zostawić go samego. – Ona nie jest moją
dziewczyną. Nie mam dziewczyny.
Popatrzyłam
na niego z uniesionymi brwiami. Widziałam, że starał się powstrzymać śmiech.
–
To kim ona jest?
Skrzywiłam
się na nieprzyjemny ton mojego głosu. Niall westchnął i przesunął palcami po
blond włosach z wyraźnymi brązowymi odrostami.
–
Usiądź – powiedział spokojnie i poklepał miejsce, gdzie siedziałam wcześniej.
Posłusznie wykonałam jego polecenie, nie przerywając z nim kontaktu wzrokowego.
Chłopak ponownie oparł się plecami o pień, a moje serce podwoiło swoją pracę,
nawet nie wiedziałam z jakiego powodu. Niall przymknął oczy z westchnieniem. Ja
poszłam w jego ślady, także opierając się o drzewo, wzrok wlepiając w księżyc
odbijający się w wodzie. – Melanie nie jest moją dziewczyną – odezwał się w
końcu i ponownie przestał mówić na krótką chwilę, jakby chciał odpowiednio
dobrać słowa. – Melanie to moja była i… matka Tix, mojej córki.
Po
ostatnich słowach Irlandczyka odwróciłam się gwałtownie w jego kierunku, nie
dowierzając temu, co powiedział. Oczy nadal miał zamknięte, lecz otworzył je,
prawdopodobnie chcąc sprawdzić, czemu nie odpowiedziałam. Byłam zszokowana.
–
Ja… – wyjąkałam.
–
Wiem, nie musisz nic mówić.
–
Nie, nie myśl sobie, że pomyślałam o tobie nie wiadomo co. Po prostu trochę
mnie zaskoczyłeś. Nie codziennie słyszy się od swoich przyjaciół, że są
rodzicami…
–
Przyjaciół? – przerwał mi, wpatrując się w moją twarz. Miałam wrażenie, że
wypala mi dziurę w czaszce swoim uporczywym spojrzeniem.
–
Tak, przyjaciół. – Zmarszczyłam brwi, dopiero po jego uwadze zdałam sobie
sprawę z tego, co powiedziałam. Ale mogłam Nialla uważać za swojego
przyjaciela, tak? – Gratuluję, tatku.
–
Cóż, dzięki?
Uśmiechnęłam
się do niego i poklepałam jego kolano.
–
Opowiedz mi coś o niej.
–
Może powinienem zacząć od tego, że zerwałem kontakt z Melanie, gdy tylko
dowiedziałem się o ciąży – wyznał i spojrzał na mnie, jakby wyczekując jakiś
słów krytyki z mojej strony.
–
Mów dalej.
Nie
lubiłam przerywać ludziom i tym bardziej oceniać ich oraz wyzywać od
najgorszych, nie znając szczegółów ani sytuacji, w jakiej się znaleźli.
–
Ale ona wciąż pisała i dzwoniła do mnie, ale ja to ignorowałem. Po dwóch
miesiącach przestała. Odezwała się dopiero po tym, jak urodziła. Potem zaczęła
mi truć dupę o alimenty, które dla świętego spokoju płaciłem. Za dwa miesiące
Tix skończy trzy lata, a ja widziałem ją dwa lub trzy razy jakieś dwa lata temu.
– Po tych słowach zamilkł, lecz kiedy chciałam coś powiedzieć, kontynuował: – Wiesz
co? Gdyby nie ty i to twoje ględzenie i podejście do świata, prawdopodobnie
nigdy nie zmieniłbym swojego zdania o tym, jednak teraz chcę naprawdę pomóc w
opiece nad Tix. Wiem, że nijak nie wynagrodzę Melanie, że byłem takim chujem
wobec niej – zakończył z westchnieniem i spuścił głowę w geście rezygnacji.
Nie
miałam fioletowego pojęcia, co miałabym teraz powiedzieć. Miałam mieszane
uczucia, co do tego, że to ja wpłynęłam na jego poglądy. Choć w takiej sytuacji
powinnam czuć satysfakcję.
–
Cieszę się, że… zmądrzałeś. – Zaśmiałam się nerwowo, nieco obawiając się jego
reakcji. Jednak on tylko się uśmiechnął. – Lepiej później niż wcale, prawda?
Skinął
głową w zgodzie i zaśmiał się cicho.
Rozmawialiśmy
jeszcze chwilę, zanim postanowiliśmy wrócić do pokojów. Widziałam po Niallu, że
po tym, co powiedział nieco mu ulżyło. Każdy czasem potrzebował się wygadać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz