piątek, 26 maja 2017

Rozdział 10.

Czwartkowego popołudnia miałam zły humor, a to wszystko przez Hannah niepotrafiącą przestać mówić w odpowiednim momencie. Czasem naprawdę zaczynałam się zastanawiać, dlaczego niektórzy ludzie byli tak bardzo ograniczeni i nie docierało do nich to, że świat szedł do przodu, więc wszystko się zmieniało, jedynie myślenie takich osobników pozostawało prymitywne, jakby ich mózgi pozostały pozamykane w bardzo szczelnych pudełkach.
Upewniłam się, że zamknęłam drzwi od wewnątrz, po czym ułożyłam się wygodnie na łóżku z telefonem podłączonym do ładowania oraz podpiętymi do niego słuchawkami. Chciałam obejrzeć kolejny film z listy moich zakładek i miałam nadzieję, iż to poprawiłoby mi choć trochę samopoczucie. Dla mojego większego zdenerwowania usłyszałam, jak ktoś pukał w drewnianą powłokę drzwi, zanim strona dobrze się jeszcze nie załadowała. Z westchnieniem irytacji podniosłam swój leniwy tyłek i otworzyłam drzwi. Spodziewałam się zobaczyć za nimi Hannah lub Nialla, ale jakież moje było zdziwienie, gdy tym kimś zakłócającym mój spokój okazał się być uśmiechający się od ucha do ucha Louis.
– Coś ty taka zmarnowana? – zapytał od razu.
– Tak jakoś.
Zaśmiał się donośnie.
– Chcesz jechać z nami do Würzburga? Z Niallerem ogarnęliśmy się dopiero, że dziś już czwartek, a trzeba coś kupić na wyjazd.
– Czemu nie? – Wzruszyłam ramionami.
Dopiero co stamtąd wróciliśmy… Ale prawdopodobnie oni też, jednak trzeba wykorzystać ostatnie dni tutaj i korzystać z ładnej pogody, o którą w Anglii trudno.
– Świetnie, zbieraj się.

*

Spacerowaliśmy znanymi już nam ulicami, po drodze wchodząc do interesujących nas sklepów. Louis z Niallem zaczęli żartować z niemieckiego akcentu i niektórych słów, a jakaś kobieta podeszła do nas, pytając o coś po niemiecku. My jedynie wzruszyliśmy ramionami i wymieniając się uśmiechami. Oddaliła się, kręcąc głową, a Niall nie mogąc już dłużej wytrzymać, zaśmiał się głośno.
Chodziliśmy już tak jakąś godzinę, o czym zorientowaliśmy się dopiero po tym, jak zaczęły nas boleć nogi, Louis zrobił się głodny, a temat rozmów zszedł na naprawdę głupie i żenujące rzeczy. Szatyn chciał, a wręcz błagał nas o to, abyśmy w końcu wrócili na dworzec. Tak też zrobiliśmy, po czym ja zajęłam stolik przed Subwayem, Louis zaś poszedł, by zamówić coś dla nas – na szczęście pracownicy tu znali mniej więcej angielski – a Niall poszedł w poszukiwaniu jeszcze jakiegoś sklepu, ponieważ nie kupił najważniejszego. Gdy otrzymaliśmy swoje kanapki, jedliśmy je w ciszy – chłopak był zbyt głodny, żeby myśleć w tej chwili o rozmowie.
Przez cały wyjazd rzadko kiedy miałam okazję z nim porozmawiać, jednak dzisiaj moje przypuszczenia, o tym, że był miły, potwierdziły się. Zdarzały mu się momenty bezczelności, ale to nie czyniło z niego nikogo złego. Każdy ma wady i zalety.
W końcu Niall dołączył do nas z torbą z logo sklepu dla dzieci, kończąc moją rozmowę z Louisem o nowym albumie rockowego zespołu. Blondyn nie był głodny, więc uznaliśmy, że pora wracać do Lohr.
– Poczekajcie – odezwał się Louis, po czym wszedł do kwiaciarni, którą mijaliśmy po drodze na odpowiedni peron.
– Po jaką cholerę go tam poniosło? – westchnął Niall. – Jeszcze mu mało?
– Może kwiaty dla mamy?
Niall wybuchnął śmiechem i pokręcił przecząco głową.
– Wróciłem! – po niemalże dziesięciu minutach usłyszeliśmy głos szatyna, niosącego w dłoni bukiet składający się z kilku frezji. – Śliczne kwiatki dla pięknej pani. – Wręczył mi kwiaty z szerokim i uroczym uśmiechem. Moje policzki zaczerwieniły się, gdy odebrałam nieśmiało rośliny i cicho podziękowałam.
– Chodźmy, bo się spóźnimy – odezwał się Niall za mną, zwracając na siebie naszą uwagę.
Zerknęłam na niego, kiedy szliśmy za nim w kierunku ruchomych schodów. Jego wyraz zmienił się, lecz nie mogłam odczytać z niej konkretnych emocji. Louis szedł ze mną ramię w ramię i ciągle o czym zawzięcie mówił, jednak mówił zbyt szybko, żebym mogła dobrze go zrozumieć. Zakończył śmiechem, po czym zapytał, czy zechciałabym wyjść z nim jeszcze dziś lub jutro na kawę. Zgodziłam się, bo właściwie czemu nie? Blondyn po usłyszeniu mojej twierdzącej odpowiedzi, gwałtownie odwrócił głowę w naszym kierunku, mając minę, jakby coś go naprawdę zirytowało. Nie wiedziałam, dlaczego poczułam lekkie ukłucie poczucia winy w klatce piersiowej przez to, że się zgodziłam. Mimo wszystko teraz nie odmówiłabym już Louisowi.

*

– Naprawdę?! – wykrzyknęła zdziwiona moja przyjaciółka, po tym jak powiedziałam jej, że Louis zaprosił mnie na kawę, gdy siedziałyśmy na ławkach przed budynkiem z nogami opartymi na brzegach skrzynki z piaskiem.
– Tak. Dokładnie tak…
– Zgodziłaś się? – zadała kolejne pytanie, nie pozwalając mi dobrze dokończyć słowa.
– Tak. Niby co innego miałam zrobić?
– Nie zgodzić się, proste. A kto tu idzie. – Dixie przerwała naszą rozmowę, gdy zobaczyła Nialla zbliżającego się do nas wraz z drugim chłopakiem z dłuższymi włosami, który był o głowę wyższy od niego. Oboje się uśmiechnęli, a towarzysz blondyna pomachał do nas. Przywitał się, po czym Niall przedstawił nam Harry’ego.
Irlandczyk usiadł obok mnie, a jego kolega zaraz obok niego, jakby bał się odstąpić go na krok. Lub tylko go pilnował…
Harry i Niall studiowali na tej samej uczelni i niektóre zajęcia mieli razem. Blondyn zdradził też, że brązowowłosy lubił imprezy, ogniska i inne sposoby na spędzanie czasu ze znajomymi, ważne, żeby były dobre przekąski i jakikolwiek alkohol. Harry zaczął temu zaprzeczać, ale jego śmiech go zdradził. Po kolejnych minutach rozmowy dołączył do nas Louis i usiadł na ławce, na której siedziała tylko Dixie, więc była wolna.
– Kim jesteś? – zapytał, spoglądając na kolegę blondyna i mrużąc przy tym podejrzliwie oczy.
– Tommo, czy ty coś piłeś? Przecież razem z nim mamy zajęcia, więc studiuje na tym samym uniwerku, więc powinieneś go znać – zdziwił się Niall, a widząc minę swojego przyjaciela, zaśmiał się głośno. Nie mogłam powstrzymać chichotu, ponieważ jego śmiech był naprawdę zaraźliwy.
– Jak? Co?
– Jesteś za bardzo rozkojarzony i nie zauważasz ludzi. Dobrze, że mnie jeszcze nie zgubiłeś.
Tym razem to Harry się zaśmiał, a Louis zbył całą rozmowę machnięciem ręki.

Chwilę później każdy znalazł temat do rozmów. Znaczy… to ja, Niall i Dixie to zrobiliśmy, a Louis był zajęty paleniem i przeglądaniem czegoś na swoim telefonie, Harry zaś nie mógł wbić się w temat naszej rozmowy, pomimo że pytałam go o pewne rzeczy, więc siedział i słuchał. Dopiero gdy szatyn wrzucił peta do skrzynki i schował telefon, spoglądając w niebo, chłopak z kręconymi włosami usiadł obok nich i szybko udało im się nawiązać rozmowę, już po chwili zawzięcie opowiadając coś oraz komentując.

1 komentarz:

  1. Witam. Tu Najl.
    Recenzja Twojego opowiadania jest już gotowa i dostępna pod adresem: http://recenzowisko-blogow.blogspot.com/2017/05/145-without-reasons.html
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń