Postanowiłam napisać drugą wersję epilogu,
bo pomimo że zakończyłam już to ff, czułam, że jednak ono nie jest skończone.
Zapraszam Was na ff o
Zaynie Before i moją nową pracę Catch My Breath ^^
Nadszedł
dzień rozdania dyplomów i czas, kiedy należało w pełni wkroczyć w dorosły
świat. Byli jednak tacy, którzy zrobili to już wcześniej, inni dopiero zaczynali
się usamodzielniać, ale były też osoby, które nie miały w planach
samodzielności, bo życie, kiedy rodzice robili wszystko za nich, było o wiele
łatwiejsze. Fay była gdzieś na pograniczu pierwszej i drugiej grupy. Prawda,
mieszkała sama, pracowała dorywczo, aby móc opłacić rachunki i także, żeby coś
zaoszczędzić. Wciąż zaś często pragnęła tego, żeby to rodzice załatwili za nią
jakąś sprawę, a ona nie musiałaby nic robić.
Po
ostrych poszukiwaniach w końcu znalazła stałą, wymarzoną pracę. W końcu mogła
pozwolić sobie na większe oszczędności, a dzięki swojemu stanowisku fotografa
miała okazję poznać ludzi, którzy byli kojarzeni przez swoją pracę oraz mogła
podróżować do wyznaczonych miejsc, aby sfotografować je. Nadal uczęszczała na
kursy, żeby mogła się doskonalić i być może w przyszłości zostać fotografem
pracującym z wielkimi sławami.
Otrzymała
zlecenie sfotografowania Londynu, na co bez większego wahania się zgodziła, a w
głowie już rodził się plan na spędzenie tych kilku dni. Po powrocie z Niemiec
jej kontakt z Niallem nie urwał się, więc miała nadzieję na spotkanie z nim –
już wcześniej to on przyjechał dla niej do Bournemouth. Bardziej jednak chciała
spotkać się z Kingiem, z którym od jego wyjazdu jedynie utrzymywała
telefoniczny kontakt. Musiał on wyjechać do stolicy z powodów rodzinnych, ale
Fay nigdy nie poznała ich szczegółów. Ostatecznie udała się tylko krótka
rozmowa w kawiarni z Kingiem. A kiedy wróciła do rodzinnego miasta,
stwierdziła, że chciałaby zamieszkać w Londynie na stałe.
W
międzyczasie poznała Kinga, jej chłopaka, teraz już byłego. Fay widziała go
jako idealnego, kochającego chłopaka. Nie rozumiała zarzutów Dixie, która
sądziła, że jest zwykłym dupkiem chcącym ją wykorzystać lub zrobić z niej
idiotkę. Dziewczyna była w niego zapatrzona jak w obrazek i nie widziała jego
wad. Był przystojny, a jego czułe słówka i kwiatki wręczane z udawanymi
wyrazami miłości i szacunku coraz bardziej ją zaślepiały, więc brnęła głębiej.
Do
momentu, kiedy niemalże się utopiła.
Gdy
w końcu zaczęła odnajdywać się w nowym miejscu, powoli zadomawiała się w
Londynie, myślała, że lepiej być nie mogło; miała wiele okazji na spotkania z
Niallem i Kingiem, a z tym pierwszym więź zacieśniła się jeszcze bardziej.
Jedyne, co nieco ucierpiało na przeprowadzce Fay, to przyjaźń z Dixie. To nie
tak, że pomiędzy nimi były jakieś spięcia, po prostu teraz nie miały tylu
okazji do wspólnych wieczorów filmowych czy innych form spędzenia czasu we
własnym towarzystwie. Teraz większość tych rzeczy robiła z Niallem, a wiele
razy próbowała namówić na to Kinga, ale każda taka próba kończyła się
niepowodzeniem, bo on wprost nienawidził tego.
Z
dnia na dzień zaczęła zauważać, że oddala się z Kingiem, pomimo że byli jeszcze
bliżej siebie. Zabrał ją na kilka randek, lecz kiedy to ona proponowała
wyjście, na przykład na imprezę, czyli to, co lubił, zawsze miał jakąś wymówkę.
Fay zaś zawzięcie próbowała wmówić to Dixie i Niallowi, a chyba najbardziej
sobie, że to normalne, że miał jakieś sprawy do załatwienia.
Była
wniebowzięta, kiedy w końcu zgodził się na wyjście do kawiarni, którą Fay
upatrzyła sobie jako ulubioną w najbliższej okolicy. Założyła najlepszą
sukienkę – nie miała ich dużo, ponieważ nie lubowała się w nich – i dobrała do
niej pasujący żakiet zrobiła lekki makijaż, ułożyła włosy i spryskała się
perfumami, które dostała na urodziny od Kinga. Umówili się już na miejscu, gdzie
dotarła kilka minut przed umówioną godziną. Przypuszczała, iż jej ukochany mógł
się spóźnić, jak to miał w zwyczaju. Zajęła więc stolik wewnątrz lokalu,
ponieważ pogoda tamtego dnia nie rozpieszczała. Spodziewała się zobaczyć jak
zawsze urokliwy wystrój kawiarni, jednak tym razem od razu jej wzrok padł na
Kinga wyglądającego jak zawsze zniewalająco z włosami zaczesanymi do góry i do
połowy rozpiętą koszulą i z uśmiechem zdobiącym jego twarz. Ale ten uśmiech nie
był skierowany do Fay.
Dłoń
chłopaka była ułożona na ramieniu pięknej szatynki, która nawijała kosmyk
swoich włosów na palec i uważnie słuchała tego, co miał do powiedzenia King.
Nie wyglądało to na zwykłą rozmowę, a flirt i do tego wyglądali jak dawni,
dobrzy znajomi. Fay w osłupieniu przyglądała się scenie rozgrywającej się przed
nią, nie potrafiąc wykonać żadnego ruchu, dopóki usta jej chłopaka nie
musnęły ust nieznajomej. W tamtym momencie Fay odzyskała racjonalne myślenie, a
King gdy tylko dostrzegł brunetkę, odskoczył jak oparzony od całowanej
dziewczyny i uśmiechnął się głupio. Nowa towarzyszka chłopaka nie wiedziała, o
co chodziło, więc nie spodziewając się takiego obrotu sprawy, złapała jego rękę
i przytuliła się do niego. Fay szybkim krokiem podeszła do niego i wymierzyła
mu siarczysty policzek, przy czym prawie uderzyła dziewczynę.
–
Ty świnio! – krzyknęła wściekła.
Złość
zaślepiła ją za spojrzenia rzucane przez ludzi wokół.
–
Co się takiego stało, kochanie? Nie krzycz tak, bo ludzie się patrzą. –
Wzruszając niewinnie ramionami, co rozwścieczyło ją bardziej.
–
Właśnie, co się stało? – zapytała kompletnie
–
Cholera! Byłam taka ślepa. To koniec, nie odzywaj się do mnie… – przerwała na
chwilę, zdając sobie z czegoś sprawę. – Ty wcale nie wyjechałeś ze względu na
problemy w rodzinie, prawda?
Oczekiwanie na odpowiedź wydawało się
przedłużać w nieskończoność, a z każdą przemilczaną sekundę złość ustępowała
rozczarowaniu, przegranej i rozpaczy. Im dłużej nic nie mówił, tym bardziej Fay
przekonywała się o tym, że przez ten cały czas okłamywał ją, a ją rozrywały
wszystkie uczucia naraz. Łzy bezsilności zaczęły spływać po policzkach
dziewczyny, zaczęła gwałtownie kręcić głową, jakby chciała odgonić myśli, że to
dzieje się naprawdę. Jeszcze raz niewyraźnie krzyknęła, że to koniec ich
związku i że nie chciała go znać, po czym wybiegła z kawiarni. Doskonale
wiedziała, że teraz będzie to najbardziej znienawidzone przez nią miejsce w
całym Londynie, choć mogłaby zaprzeczać sobie samej.
Biegła
przed siebie, nie zwracając uwagi na przechodniów. Po prostu chciała jak
najszybciej zamknąć się w swoich czterech ścianach. Gdy w końcu tam dotarła, w
napadzie furii zrzuciła wazon z kwiatami, które dostała od Kinga, a jego
kawałki rozsypały się po niewielkim salonie, a woda utworzyła kałużę, ale nie
obchodziło ją to teraz. Chciała jak najszybciej pozbyć się Kinga ze swojego
życia, więc zabrała kosz na śmieci z łazienki i pobiegła do sypialni, gdzie z
półek wyrzuciła rzeczy, które u niej zostawił i wrzuciła je do kubła. Zdjęła
swoją sukienkę i rzuciła ją w kąt razem z butami, była to jej ulubiona kreacja,
a po tym mogła ją znienawidzić tak samo jak kawiarnię. Stała w ciszy w samej
bieliźnie i rozglądała się dookoła, w jej umyśle odbijało się każde wspomnienie
chwil spędzonych z Kingiem i miała wrażenie, jakby to było wczoraj, a
dzisiejsza sytuacja była jakąś głupią halucynacją. Po długich minutach dotarło
to do niej z podwójną siłą, że jednak to wszystko miało miejsce, a ona
bezsilnie opadła na dywanik przy łóżku. Miała ochotę płakać, krzyczeć, rozwalić
wszystko. Jedyne, co teraz czuła, to nienawiść do wszystkiego i wszystkich, ale
chyba najbardziej do siebie, że była taka głupia, ślepa i głucha na wszystko
to, co mówiła jej Dixie i Niall napominał o tym, że King nie traktuje poważnie
Fay, ale ona to wszystko ignorowała.
*
Niall
nigdy nie przypuszczał, że po codziennym wyjściu do parku, by pobiegać, jego
życie ulegnie zmianom. Dowiedział się, że Melanie była chora na białaczkę.
Lekarze nie dawali jej wielu szans na przeżycie, a dziewczyna poddała się, lecz
on zawzięcie szukał dawcy i robił wszystko, żeby mogła z tego wyjść. W życiu
nie był tak szczęśliwy, kiedy w końcu otrzymał wiadomość, że znalazł się dawca,
a Melanie zgodziła się na przeszczep. Dobrze wiedział, że zrobiła to jedynie
dla Tix, ale cieszył się, że nie poddała się całkowicie.
Fay
była czas przy nim, starała się go wspierać. On wiedział o sytuacji z Kingiem,
a gdy Fay mu o tym powiedziała, z jego ust nie padły słowa, które większość
powiedziałaby w tamtym momencie, czyli: „a nie mówiłem?”. Nie powiedział nic,
jedynie przytulił ją mocno, dając tym samym nieme zapewnienie, że on nigdy jej
nie zostawi ani nie zrani.
Przy
Fay czuł się inaczej i miał wrażenie, że wszystko było prostsze i łatwiejsze,
problemy wydawały się mniejsze niż rzeczywiście były. Czas mijał szybko w jej
towarzystwie na rozmowach o różnych głupotach lub na poważniejsze tematy. Po
tylu wspólnie spędzonych wieczorach teraz nawet nie wyobrażał sobie choć
jednego dnia przerwy. Codzienne spotkania około dwudziestej stały się ich
wspólną tradycją, jak i też poniekąd pamiątką tego, jak rozpoczęli swoją
przyjaźń.
Mijały
kolejne miesiące, a Niallowi wiele razy zdarzyło się pomyśleć: „Co by było,
gdyby Fay była moją dziewczyną?”. Zdał sobie sprawę, że od pewnego czasu on
czuł do niej coś więcej niż tylko przyjacielską sympatię. Powoli zakochiwał się
w niej, jej wielkim zamiłowaniu do filmów, fascynacji fotografią, dziwnych
nawykach i zafascynowaniu przyrodą i tym, co ją otaczało. Uśmiech rozciągał się
na jego ustach, kiedy Fay cieszyła się, kiedy osiągnęła kolejny cel, jaki sobie
postawiła. Lubił widzieć, że była szczęśliwa, ale też wiedział, że może w jej
umyśle nadal tkwiła uraza po bolesnym rozstaniu z Kingiem. Musiał być po prostu
cierpliwy i wyczuć moment, kiedy i Fay będzie gotowa.
Nadszedł
dzień osiemnastych urodzin Tix, więc wszyscy zebrali się w domu Melanie i jej
męża, nie mogło oczywiście zabraknąć Fay, która zżyła się z dziewczyną. Po
złożeniu życzeń, wręczeniu prezentów i podzieleniu tortu, Niall i Fay ulotnili
się do ogrodu, by mieć chwilę dla siebie. Niall objął opierającą się o niego
Fay ramieniem. W pewnym momencie nie wytrzymał i po prostu zetknął ich usta w
czułym pocałunku. Liczył na to, że dziewczyn odsunie się od niego, ale ku jego
zaskoczeniu delikatnie poruszyła ustami. Uśmiechnął się i umieścił swoje dłonie
na biodrach Fay, która owinęła swoje ręce na jego szyi. Oboli poczuli dreszcz
przechodzący przez ich ciała, kiedy ich wargi ocierały się o siebie w coraz
bardziej namiętnym pocałunku. Niall przyciągnął ją do siebie bliżej, całując
jej pełne, różowe usta, jakby od tego zależało jego życie, chcąc przekazać jej
całą swoją miłość do niej, którą dusił w sobie przez tyle lat.
–
Kocham cię – szepnął, kiedy już oderwali się od siebie, a Niall oparł swoje
czoło o jej, nie mogąc już dłużej wytrzymać, trzymając to w sobie.
–
Kocham cię, Niall – powiedziała równie cicho z uśmiechem wchodzącym na usta i
wtuliła się w niego mocno, nigdy nie chcąc opuszczać jego ramion opiekuńczo
zaciśniętych wokół niej.